Zaczęło się nietypowo - po długim biegu z poprzedniego tygodnia pobolewała mnie prawa stopa więc dałem sobie dwa pełne dni odpoczynku i rano przed pracą (w drodze do pracy) we wtorek chciałem zrobić kolejny trening. Miało być: 10-20' rozgrzewki, 1600m 4:29/km, 400m odpoczynku, 3200m 4:41/km, 800m odpoczynku, 800m 4:20/km, 200m odpoczynku, 800m 4:20/km i 10' schłodzenia. Niestety nie dałem rady i w trakcie 3200m musiałem odpuścić - ślizgałem się na oblodzonym chodniku, miałem plecak z laptopem i ubraniem, było poniżej zera więc ubranie za grube i jeszcze zarwana noc była - słowem to był głupi pomysł z treningiem w takich warunkach. Przebiegłem więc 9,3km w tempie średnim 5:23/km. Po pracy chciałem się poprawić (znowu głupi pomysł). Dobiegłem do metra (1,5km około 4:35/km) i na ostatniej stacji wybiegłem. Masakrycznie zgubiłem się po ciemku w Lesie Kabackim i zrobiłem taką pętelkę:
dobiegłem do Puławskiej, zły wsiadłem w autobus i ledwo zdążyłem się z córkami zobaczyć przed snem. W sumie w trzech kawałkach przebiegłem tego dnia 18,94km w średnim tempie 5:15/km. Myślę że to zalicza mi drugi trening z tego tygodnia kóry miał wyglądać tak: 1,5km spokojnie, 7km TM 5:20/km, 1,5km spokojnie. Średnie tempo byłoby więc ok 5:28/km a ja rano przebiegłem 9,3km w 5:23/km.
Następnego dnia - w Środę Popielcową (przyznaję się, pościłem) chciałem poprawić te interwały. Znowu głupi pomysł! Nie pomyślałem że dzień po prawie 20km nie będę miał dość siły. Znowu nie dałem rady zrobić tych interwałów - to już trzecie podejści było. Zrobiłem więc tylko 5,12km w średnim tempie 5:22/km (czyli znowu na tym drugim interwale padłem). Postanowiłem sobie więc że tym razem odpocznę dwie doby i dopiero zabiorę się za te interwały - w myśl zasady "do czterech razy sztuka".
No więc w piątek pojechałem na siłownię (wiatr był jak przy sztormie a po drodze na siłownię deszcz lunął dosłownie jak by było oberwanie chmury) i spróbowałem po raz czwarty te interwały i UDAŁO SIĘ! Już zaczynałem się obawiać że za ambitne cele sobie postawiłem... ale jednak dałem radę. Wyszło 14 minut rozgrzewki 5:46/km, potem interwały tak w planie a przerwy robiłem w tempie 5:46/km oprócz dwóch ostatnich gdzie po 200m przeszedłem a potem dopiero przeszedłem do biegu. W sumie wyszło 11 km w godzinę.
No więc z wielkimi problemami ale treningi z dni roboczych zaliczyłem, zostało długie wybieganie w niedzielę: 32km w tempie TM + 19s/km czyli 5:39/km. No i znowu głupi pomysł: ustawiłem wirtualnego partnera na 5:30/km i pobiegłem w las. W nocy spadł śnieg, było między 0 a +1 stopień więc na ziemi dużo błota. Około 23-24 kilometra przez dłuższy odcinek musiałem bawić się w ptaka brodzącego bo nogi głębiej niż po kostki zapadały się w ziemię. W sumie dystans zadany przebiegłem, w dodatku po trudnym terenie bo i podbieg był a cały bieg w lesie no ale niestety ostatnie kilka kilometrów było już w bardzo słabym tempie i średnia wyszła mi 5:43/km czyli o 4 sekundy wolniej niż miało być. Kolejna nauczka na przyszłość ale bieg uznaję za zaliczony i w sumie z kłopotami i nie idealnie ale cały ten tydzień uznaję za wykonany.
A w przyszłym tygodniu - niespodzianka ale o tym za tydzień :) na koniec wrzucam wykres tempa i zrzut z gps'a mojego biegu - jak widać nieźle kręciłem się żeby w tak małym lasku jak Kabacki zmieścić 32 kilometry wybiegania :)
Znaczy uczysz się siebie, uczysz się trenowania;-) Z każdym treningiem coraz łatwiej będzie Ci określić na co Cię stać w ogóle i konkretnego dnia!
OdpowiedzUsuń5:46/km? Ładna mi przerwa w truchcie...
Tak, uczę się i jeszcze mi dużo brakuje żeby gorąca głowa nie szkodziła nogom swoimi głupimi pomysłami :)
Usuń5:46/km wyszło dlatego że na bieżni biegłem i zwykle 10,4km/h ustawiałem na rozgrzewkę... powinienem chyba wolniej. Jednak prawdziwe bieganie jest fajniejsze - można łatwiej dostosowywać swoje tempo do zmęczenia.
Niezła ta pętelka w LK. Ale ja po stokroć wolę kręcić się po lesie, niż biec wzdłuż Puławskiej i co 300m mieć światła, plus smród i hałas samochodów:)
OdpowiedzUsuń