Ostatni tydzień był bardzo rowerowy - pogoda piękna więc codziennie jeździłem do pracy na moim 5 czy 6 letnim rowerze Decathlon road triban 7. Niby niezbyt markowy, nie za drogi ale naprawdę super się sprawdza. Opony ma cieniutkie (pompuje się je do 6 atmosfer), siodełko ma amortyzator, z przodu 3 przerzutki a z tyłu 9, rama jest z aluminium. Mimo tylu lat jeździ się świetnie. Robiłem więc tak - brałem go "na pakę" do naszego rodzinnego kombi, z przodu siedzieliśmy we dwójkę z moją Małgosią i jechaliśmy do przedszkola (2km), tam córcia do przedszkola a ja rowerem do pracy - około 19km. I tak codziennie w dwie strony, tylko w piątek wziąłem dzień pracy z domu ale i tak dało to razem ponad 150km przejechane w 4 dni:
Poza tym nie zaniedbałem treningów biegowych. W poniedziałek było zaległe długie wybieganie o którym już pisałem, w środę interwały 10x400m po 3:55/km z przerwą 400m - wyszły świetnie, w piątek tempówka 13km w tempie maratońskim 4:58/km. Padało a ja czułem lekkie drapanie w gardle więc wybrałem bieżnię elektryczną na siłowni. I znowu głupio zrobiłem :) co prawda dałem radę ale bez wiatru, biegnąc 4:58/km można się ugotować!
Potem był wyjazd i w poniedziałek powrót do Wawy. Miałem wybór: jechać za dnia a potem biegać po ciemku po Warszawie 32km w tempie 5:07/km albo... odwrócić kolejność i najpierw pobiegać po Borach Tucholskich a do stolicy wracać po ciemku. Oczywiście wybrałem bieganie za dnia w pięknych okolicznościach przyrody mimo kilku przeciwności:
- 2,5 godziny wcześniej jadłem obiad u teściowej a wiadomo że obiad teściowej jest dobry i obfity :)
- nie miałem ze sobą plecaczka z bidonem ani żeli
- trasa piękna ale częściowo w kopnym piasku (kto był w Borach ten wie - sosny na piasku jak na Saharze)
- musiałem wybiec ok 16:45 i przez 1,5 godziny temperatura była jeszcze bardzo wysoka
Suma sumarum więc można powiedzieć że trening został troszkę zawalony. Z mojej winy też trochę bo biegłem 4:57/km zamiast 5:07/km (!) chciałem się sprawdzić przez maratonem i to był błąd, wytrzymałem tylko 21km w tym tempie, potem 2km po 5:30 a potem do końca aż 6:00/km! W dodatku skróciłem trening do 28,5km. Ostatecznie jednak jestem zadowolony, biegło się bardzo przyjemnie, w porównaniu do biegania wzdłuż Puławskiej po ciemku które mnie czekało było super. Aż się chciało biegać i głęboko wciągać leśne powietrze!
To teraz tydzień bez aż tylu 'rowerowań" bo w niedzielę: Półmaraton Tarczyn! Ale o tym następnym razem :)
w niedziele trzymam kciuki: powodzenia i pozdrowaśki:)
OdpowiedzUsuńBiegałam przy Puławskiej to wiem - Twoj wybór był zdecyudowanie lepszy :)) Na pewno musiało być pięknie i nawet jesli trudniej i krócej, to myślę że takiej trailowe treningi dają więcej niż po asfalcie. A na jaki czas celujesz w Tarczynie?
OdpowiedzUsuńŁadny kilometraż z rowerowania! Powodzenia w niedzielę :)
OdpowiedzUsuńDzięki wszystkim za życzenia, co do czasu to w debiucie miałem 1:38:18 i chcę mieć po prostu lepiej. Niestety mimo pół roku biegania nie widzę po sobie postępów... boję się czy w ogóle dam radę ten sam wynik powtórzyć.
OdpowiedzUsuńJak na "niezbyt markowy", Twój rower świetnie się przezentuje. I daje radę jak czytam.
OdpowiedzUsuńPowodzenia w Tarczynie. Tylko średnią trzymaj ;-)