poniedziałek, 14 stycznia 2013

Bieg Owsiaka


Bieg ma troszkę przydługą nazwę więc pozwoliłem sobie ją skrócić do "Biegu Owsiaka" z oryginalnej: "7. Bieg Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy Policz Się Z Cukrzycą". Żeby nie tracić czasu przed samym biegiem odebrałem już we wtorek pakiet startowy w sklepie ERGO przy al. Jana Pawła II (mam blisko z pracy) i dostałem cuś takiego:


Bawełniana koszulka w za dużym rozmiarze (specjalnie bo organizatorzy przewidzieli że na kurtkę się ją założy), poza tym opaskę na uszy - dobry pomysł i numer startowy z agrafkami. Bieg nie miał pomiaru czasu więc żadnego "chipa" nie było, tylko numer startowy i agrafki.

Na bieg podjechałem niestety sam bo w ostatniej chwili się okazało że młodsza córka nie da rady, dojechałem szybko i zaraz po 13 byłem na miejscu startu. Muzyka ze sceny była tak głośna że ciężko było nawet rozmawiać. Udało mi się spotkać kolegę i czas do startu szybko zleciał. Start opóźniony był o 8 minut ze względu na wejście na żywo w tv, potem jeszcze okazało się że stoimy prawie na samym końcu więc kilka minut poczekaliśmy zanim przeszliśmy przez bramę startową.
Nie planowałem żadnego czasu i co prawda zegarek garmina miałem ze sobą ale przez cały bieg ani razu na niego nie spojrzałem - biegłem na wyczucie i to był pierwszy raz w mojej "karierze" kiedy tak zrobiłem. Zresztą nie tylko to przydarzyło mi się po raz pierwszy. Muszę się pochwalić że przez cały bieg nikt mnie nie wyprzedził! Nie było to moim celem ale na ostatniej prostej - w tunelu pod Marszałkowską usłyszałem za sobą ciężki oddech kogoś kto mnie gonił i wtedy to do mnie dotarło - że całą trasę wyprzedzałem więc na tych ostatnich 200m przyspieszyłem żeby i tutaj nikt mnie nie wyprzedził i udało się dowieźć to do mety.
Tłok na trasie panował straszny. Oczywiście sam sobie jestem winny bo stanąłem na końcu przed startem no ale to nie był żaden wyścig - ludzie biegli, szli, nawet jechali na rowerze z dzieckiem albo na hulajnodze (!) - to był bieg charytatywny który miał inne cele niż ściganie się. Dlatego nie pchałem się do przodu a w trakcie biegu nie denerwowałem się że ktoś blokuje trasę idąc z dzieckiem itd. - w tej imprezie przecież chodziło o popularyzowanie ruchu.
Udzieliła mi się trochę ta atmosfera i bardzo przyjemnie będę wspominał ten bieg. Czy zapiszę się za rok? Szczerze powiem że nie wiem - jeśli tak, to po to żeby z dziećmi się wybrać - dla zabawy bo zabawa była fajna.
Na mecie dostałem ciekawy zestaw: medal - naprawdę bardzo ładny ale poza tym kefir zamiast typowej wody (było chyba -6 stopni więc by zamarzła :) ) i.... kiełbaski drobiowe wędzone. Naprawdę dobre :)



Wieczorem artefakty z biegu się przydały w gonitwie domowej: numer startowy jest w wózku, pulsometr od garmina przytrzymywał numer na brzuszku (ale numer wypadł więc jeździł potem w wózku), opaska na uszy na głowie, koszulka startowa pełni rolę tuniki i obowiązkowo medal na szyi :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

ADs