Ostatni mój przystanek w wirtualnej drodze na Wiedeń wybrałem w miasteczku Gaweinstal. Malutkie bo tylko 3,5 tysiąca mieszkańców ale o bardzo długiej, 1000-letniej historii. Jak zobaczyłem na zdjęciach na ich stronie internetowej - przepięknie położonym. W dodatku jak przystało na Austrię - bardzo zadbanym. Najważniejszym zabytkiem jest kościół parafialny z barokową figurą Krzyża Świętego z początku XVIII wieku:
Poza tym godne polecenia są pałac z XVII i XVIII wieku i wiele kapliczek i rzeźb sakralnych wtopionych w krajobraz małego austriackiego miasteczka. W galerii na ich stronie internetowej wygląda to tak pięknie i tak wiosenno-letnio że jak patrzę za okno to aż chce się tam pojechać. Tylko że podobno u nich też jeszcze parę dni temu leżał śnieg :) Acha, zapomniałbym - przez tą miejscowość przejeżdżał Jan III Sobieski w trakcie swojej Odsieczy Wiedeńskiej, więc i ja musiałem w trakcie swojej, nie?
Za mną ostatni tydzień który miał w sobie jeszcze coś z treningu. Zostało niecałe siedem dni w tym tylko dwa do trzech biegów plus maraton w niedzielę. W zeszłym tygodniu trenowanie wyglądało tak (zaczyna się od środy bo była obsuwa):
środa - interwały 5x1000m w tempie 3:49/km, odpoczynek po 400m. Poszedłem na siłownię bo nie da się po oblodzonym chodniku biegać bezpieczne w takim tempie. Było trudno, szczególnie czwarty i piąty interwał ale zawziąłem się i wyszło zgodnie z planem. To jedna z niewielu zalet biegania po taśmie - albo machasz odnóżami albo spadasz :) Tętno doszło do 182 czyli było naprawdę trudno.
czwartek - tempówka dzień po interwałach - nie robię tak ale wyjątkowoze względu na to że w sobotę rano miał być Test Cooper'a. Zrobiłem więc tego dnia 3km spokojnie, 5km KT czyli 4:16/km i 2km spokojnie. Tym razem już na dworze mimo że warunki wcale się nie poprawiły a nawet jak wychodziłem to padał drobny deszcz ze śniegiem ale chyba w trakcie przestało (albo przestało mi to przeszkadzać). Wyszło zgodnie z założeniami - tętno maksymalne 179 czyli było znośnie choć trudno.
piątek - tylko basen: 1km w 29:50 czyli mój rekord na tym dystansie. Spieszyłem się bo miałem 30 minut zanim wszystkie tory byłyby zarezerwowane i musiałbym i tak wyjść z wody. Udało się jak widać. Z ciekawostek - zaczynam trochę łapać jak pływać szybciej, ciężko to opisać - chodzi o prześlizgiwanie się po wodzie. Zwykle na jednym treningu wybieram jedną rzecz nad którą się skupiam i ją szlifuję - w piątek była to pociągnięcie ręką wzdłuż ciała. Pierwszy raz usłyszałem szum wody generowany przez to pociągnięcie ręką. Może i źle to opisuję ale to zaczyna działać. Od grudnia gdy zacząłem chodzić na basen i przepływać te 950m (wtedy zrobiłem sobie test "na maksa") skróciłem swój czas o około 9% - chodząc tylko raz w tygodniu na 30 minut i bez pomocy trenera. Nadal wynik jest bardzo słaby ale mi to wystarcza bo priorytetem dla mnie nie jest czas tylko trenowanie mięśni korpusu i rąk.
sobota - Test Cooper'a na Stadionie Narodowym. Niby tylko 12 minut i trochę ponad 3km biegu ale dało w kość.
niedziela - ostatni bieg długi choć ciężko tak nazywać 16km tempem maratońskim. Wyszło ładnie, tętno stabilnie 160.
Jak widać nie było w ogóle pedałowania na rowerku - odpuściłem sobie ze względu na kolano które po ostatnim rowerku zaczęło mi znowu dokuczać. Teraz mimo aż 4 biegów w 5 dni w tym wyścigu na teście Cooper'a praktycznie nic nie boli ani nie dolega. Trochę to dziwne bo mówi się że bieganie bardziej obciąża stawy niż rowerek ale tak jest u mnie. Możliwe że to wina źle ustawionego rowerka - sprawdzę to.
Standardowa tabelka:
Bieg | Plan | Realizacja |
---|---|---|
Interwały | 5x1000m odp. 400m | 2.04.2013 - dobrze |
Tempo | 3km sp. 5km KT (4:16/km) 1,5km sp. | 4.03.2013 - dobrze |
Długi | 16km TM (4:44/km) | 7.04.2013 - dobrze |
Dodatkowy | Test Cooper'a | 6.04.2013 - dobrze |
Treningi dodatkowe
Trening | Plan | Realizacja |
---|---|---|
Rower | 10' sp. 30' śr. 5' sp. | brak |
Rower | 20' sp. 5' śr. 15' sp. | brak |
Basen | 950m | 5.04.2013 - 1km 29:50 - bardzo dobrze |
Razem 39km w trochę ponad 3 godziny czyli mało ale tak ma być - to już jest tydzień z ograniczonym kilometrażem żeby być gotowym na bicie rekordów w niedzielę.
Został ostatni tydzień - trzeba dopiąć na ostatni guzik kilka rzeczy: ustalić strategię biegu (tempo, podbiegi, odżywianie, strój w zależności od pogody), przygotować się do wyjazdu, pojechać i dobiec w jednym kawałku. Niby stres jest ale to taki przyjemny stres - można by powiedzieć biegowy adwent używając kościelnej nomenklatury czyli po prostu takie radosne oczekiwanie na maraton w Wiedniu.
Polecam chętnym do dopingowania mnie na trasie poprzez zaglądanie na stronę maratonu w trakcie biegu można tam na żywo śledzić moje postępy, a jak ktoś jest szczęśliwym posiadaczem telefonu iPhone albo z systemem Android to może zainstalować sobie aplikację która też to umożliwia (plus kilka innych "bajerów": aktualności, trasa maratonu, śledzenie biegacza, wyniki).
No to Wiedniu, nadchodzę!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz