poniedziałek, 29 lipca 2013
Bieg Powstania Warszawskiego
Bieg Powstania Warszawskiego to jeden z moich ulubionych biegów. Podoba mi się i cel - upamiętnienie Powstania i oprawa grup rekonstrukcyjnych i pora biegu. To jedyny bieg w którym brałem udział który odbywa się po zmroku. Nie będę się rozklejał, tematy patriotyczne tak na mnie działają więc wezmę się w garść i napiszę co nieco jak wyglądało to od strony biegowej. Jak ktoś chce zobaczyć jak mi szło w poprzednich latach to tutaj linki do poprzednich moich BPW: 2010, 2011, 2012 i podsumowanie z przed edycji 2012. Polecam szczególnie wpis z 2012 roku ze zdjęciem-karpikiem zaraz za metą :)
Sam bieg jest wyjątkowy ze względu na oprawę ale ostatnio też i ze względu na pogodę. Rok temu było strasznie - 30 stopni o 21:00 wieczorem, w tym roku było troszkę mniej strasznie ale tylko troszkę. Załapałem się na darmowy transport (dzięki Krasus) i dzięki temu nie powiększaliśmy tłoku wokół startu o dwa samochody tylko o jeden. I tak było ciężko znaleźć miejsce żeby zaparkować. Polując na miejsce widzieliśmy Kancelarię Sportową próbującą wpasować się dużym samochodem w miejsce gdzie smart by się nie zmieścił :) ciekawe czy się udało (jak tak to połowa musiała stać na trawie :) ). Wreszcie się udało, podeszliśmy na start i tam o razu znalazł nas Radek dzięki któremu mamy takie super zdjęcie jak powyżej z przed startu. Jeszcze tylko zapisanie się do akcji "Dla Leosia" PKO BP (już limit był osiągnięty i dostaliśmy tylko świecące w ciemności na czerwono pałeczki) i poszlismy na rozgrzewkę. Kilka przebieżek i pot z nas sciekał... taki upał. Stanęliśmy dość z przodu bo Krasus biegł na 40, ja na 41 a Radek chyab na 48 minut. Jeszcze tylko hymn (dziwne, zawsze Rota była ale może 20 minut wcześniej przed startem na 5km była?) i pobiegliśmy.
No i tutaj się skończy pozytywna część wpisu bo zacząłem jak głupi. Pierwsze trzy kilometry 3:49, 3:53, 3:52 i było pozamiatane. Spaliłem się na starcie jak bym pierwszy raz biegł na 10km - plan był 41 minut czyli po 4:06/km a tutaj 17sek/km szybciej na pierwszym kilometrze. Na drugim to samo - wiedziałem że jest za szybko, ale po pierwsze po cichu chciałem równać w górę i zaatakować 40 minut - głupi pomysł - a po drugie było minimalnie ale jednak z górki. Dlatego nie przyhamowałem bo myślałem że nadrabiam to co stracę na podbiegu. W dodatku na 10km do tej pory zawsze biegłem dużo za szybko i zawsze potem z tego życiówka była więc to trochę taka recydywa.
Biegło się super: pierwszy i drugi kilometr to dużo kibiców, w tym turyści. Ładne okolice, ludzie klaszczą, to też pewnie dodawało skrzydeł. Trzeci kilometr to zbieg w tym słynna Karowa. Niestety trzeba przyznać że trasa BPW nie sprzyja rekordom. Na tym zbiegu jest nierówno i trzeba uważać żeby się nie przewrócić, da się przyspieszyć ale nie tyle ile na równej nawierzchni. W dodatku zbieg jest strony i po mocnym łuku a zaraz potem - czwarty kilometr lekko pod górkę Wisłostradą i piąty kilometr już konkretnie pod górkę Sanguszki... Wyszło 4:09 i 4:23 czyli bardzo źle. Pierwsze kółko w sumie 20:14 - wynik niby dobry ale tak naprawdę oznaczający że jest bardzo źle. Na piątym kilometrze wyprzedził mnie Krasus - to mnie zdziwiło bo stałem za nim na starcie a potem go nie widziałem i myślałem że jest z przodu. Ale on dopiero będzie z przodu :)
Drugie kółkobyło oczywiście dużo trudniejsze. Pierwsze dwa kilometry 4:20 i 4:11 - a przecież było leciutko z górki czyli bardzo źle, na treningach tempo progowe to 4:13/km... Ósmy kilometr 4:09 - niby dobrze ale przecież to jest ten mocny zbieg Karową! Na końcu zbiegu kurtyna wodna - super sprawa! No i potem ten podbieg lekki Wisłostradą - 4:19, to najgorszy razem z szóstym kilometrem odcinek tego biegu. Ostatni kilometr to niby ostry podbieg ale znalazłem tyle siły w sobie że dałem radę go przeciec w 4:13 - na taki podbieg to bardzo dobry wynik. Na metę wpadłem finiszując (wg garmina) tempem poniżej 3min/km.
Wynik: 41:22.
Nowa życiówka, poprawiona z 42:00 czyli o 38 sekund. No i teraz sam nie wiem - miało być 41 minut i na pewno by było gdyby nie kilka "ale". Czuję że jestem w stanie w tym momencie pobiec poniżej 41 minut, gdyby tylko zagrało choć jedno z trzech: pobiegnięcie z głową, temperatura, trasa. A jak by zagrało wszystko to kto wie, może i trochę poniżej 41 minut by było. A kiedy to się powinno stać? W końcu moje plany na ten rok zakładają:
5km poniżej 20' - to już się udało
10km poniżej 40' - jeszcze w kolejce
półmaraton poniżej 1:30' - też w kolejce
maraton poniżej 3:20' - w kolejce
No więc jest jeszcze jeden z biegów Warszawskiej Triady: Bieg Niepodległości! Tam powinny zagrać dwie rzeczy: pogoda bo jest już zimno a wtedy dużo lepiej się biega i trasa bo jest płaska jak stół nie licząc jednego wiaduktu (który trzeba przebiec w dwie strony). A czy zagra bieganie z głową? To już zależy tylko ode mnie :)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
ADs
wczytywanie..
Zacząłeś jakbyś biegł na 38, a nie 42! Spokojnie dasz radę 40 jesienią zrobić, tylko trzymaj nogi na wodzy;) Bieg Niepodległości ma chyba najszybszą trasę w Waw, bez zakrętów, prawie bez podbiegów, a do biegu pozostało kilka miesięcy treningu, 40 pęknie jak nic. I tak zrobiłeś życiówkę w arcytrudnych warunkach, gratulacje!
OdpowiedzUsuńMi się też kibicowanie podobało, uwielbiam biegać w takiej atmosferze!
A Rota była przed startem 5 km, nam puścili "powstańczego" hiphopa..;)
Fajnie się czyta różne relacje z tego samego biegu. Gratuluję życiowki :)
OdpowiedzUsuńŻyciówka w takich warunkach, znaczy się jest moc :-) Jesienią dasz czadu jak sądzę.
OdpowiedzUsuń41:22 w takich warunkach to świetny wynik. biegło się ciężko także tym bardziej wielkie gratulację :)
OdpowiedzUsuńGratuluję świetnego wyniku! Fajnie, że się udało zrobić życiówkę. Też biegłam w tym biegu i muszę przyznać, że zrobił na mnie piorunujące wrażenie. Wspólne odśpiewanie hymnu przed startem naprawdę chwyciło za gardło. Dla mnie, jako dla początkującego biegacza warunki pogodowe były mordercze, do tego podbieganie pod Sanguszki .... :) ale wynik nie była zły jak na pierwszy bieg na 10 km w życiu - 1h1min. Trzymam kciuki za zrealizowanie całej listy i pozdrowienia dla Krasusa :)
OdpowiedzUsuńDobrze, że poprawione. Sekunda po sekundzie nawet nie zauważysz jak 40 pęknie. Z tym za szybkim startowaniem na 10km to i ja mam zawsze problem, niby obiecuję zacząć wolniej, ale w ostatniej chwili pojawia się podstępna myśl... no ale spróbuj ...
OdpowiedzUsuń