poniedziałek, 30 grudnia 2013

Roma 4/16: Święta, 32km i Falenica


Ładnie może nie wyszedłem, ale do tego że tak wyglądam podczas bieganie to już się przyzwyczaiłem. Zdjęcie oczywiście z sobotniej Falenicy, jak widać znowu byłem bez drużyny wsparcia - bo w ręku piloty ściskam :)

Tydzień był oczywiście dość pracowity - świąteczny z dodatkowymi atrakcjami w postaci dwóch podróży i innych spraw osobistych. Mimo to wyszło całkiem nieźle, bo było tak:

24.XII.2013 wtorek
Nie dało rady zrobić zaplanowanych na ten dzień interwałów bo biegaliśmy razem z żonką. Wyszło więc spokojne 7km.

25.XII.2013 środa
Święta, nie święta - biegać trzeba. Więc mimo odwiedzin u teściów poszliśmy pobiegać ze szwagrem i w pięknych okolicznościach przyrody udało mi się zrobić interwały: 5x1000m przerwy 200m (miały być wg planu po 400m!). Tempo miało być 3:49/km, wyszło 3:51/km ale nie było płasko i te wbiegi i zbiegi na tyle mnie zmęczyły że trening jak najbardziej uznaję za udany. Razem około 8,5km.
26.XII.2013 czwartek
Drugi dzień Świąt uświetniłem wieczorną przebieżką małżeńską po czym rozdzieliliśmy się i ja jeszcze dokręciłem 6,5km Średnim Tempem czyli 4:26/km. Razem około 13,5km.

28.XII.2013 sobota
Druga wizyta w Falenicy. Tym razem już wiedziałem jak omijać drzewa na trasie i nie musiałem już stać w kolejce po numer startowy (mam jeden na cały cykl :) ). Więc szybko na trasę i chociaż nie miałem aż tyle zacięcia co dwa tygodnie temu i subiektywnie mniej się zmęczyłem to jednak wynik udało się zrobić identyczny co poprzednio: 46:13. Właściwie to było nawet pół sekundy szybciej niż wtedy ;)

29.XII.2013 niedziela
No i gwóźdź programu czyli pierwsze z pięciu najdłuższych wybiegań w tym planie treningowym. Aż 32km, na szczęście nie miało to być za szybko bo tempem maratońskim +37sek/km, to wychodzi 5:21/km. Nogi jednak niosły szybciej a czułem się dobrze, więc dobiegłem do końca z dużym zapasem. Był kryzys w okolicach 26km - tempo spadło nawet do 5:30-5:40/km, ale udało się to przezwyciężyć i ostatnie dwa kilometry były poniżej 4:50/km. Próbuję na tych moich dłuższych biegach przyspieszać w końcówce - to moja pięta achillesowa. Chciałem przyspieszyć przez ostatnie 5km, nie do końca to wyszło bo trzeci km od końca był za wolno - około 5:20/km. Pozostałe 4km były jednak szybciej. W sumie więc wyszło 32km w tempie 5:11/km - bardzo ładnie. 

Cały tydzień miał wyjątkowo aż pięć zamiast czterech biegów i najwyższy też na razie kilometraż: 71km.

7 komentarzy:

  1. Bieganie jako sposób na wykręcenie się od siedzenia z teściową przy stole. Sprytne, sprytne. Żałuję, że sam na to nie wpadłem :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hahaha, to odnośnie powyższego komentarza. Ja też uważam że hasło trening działa jako dobra wymówka od spędzania czasu za stołem z rodziną. Ale tak w ogóle to nieźle zasuwasz i myślę, że tym razem już żadnych kryzysów nie będzie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :) zobaczymy jak pójdzie - muszę sobie jakieś porównania na endo porobić jak mi takie 32-ki wychodziły rok temu :)

      Usuń
  3. 32km w tempie 5:11/km - szacuneczek. Spojrzałem na swoje treningi przedbarcelońskie. Na tym etapie przygotowań (grudzień-styczeń) to ponad 20-kilometrowe treningi biegałem po 5:30.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ładnie "ciorasz" :) wszelkiej pomyślności w nowym Roku! i samych życiówek:) pozdrowaśki;)

    OdpowiedzUsuń

ADs