poniedziałek, 14 lipca 2014

Kurs na Chełmską


W ostatnią sobotę, na zakończenie całkiem udanego urlopu nad naszym morzem byliśmy gościnnie w Koszalinie. Całkiem rozbiegane to miasto - już rok temu biegłem tutaj w biegu "Z Biegiem Natury", mają dość słynną już Nocną Ściemę, a teraz okazuje się że mają jeszcze "Leśne Piątki" i klub dla biegających kobiet "Babeczki" :) Zresztą cały repertuar możecie sprawdzić tutaj: http://biegnijmy.pl/.
Tereny mają też naprawdę świetne, przynajmniej poza miastem. Lasy na bardzo pofałdowanym terenie - biegać na tempo pewnie byłoby bardzo trudno, ale za to bardzo przyjemnie a na formę wpływa to bardzo dobrze.
Ma też Koszalin bardzo prężnie działający klub biegaczy. Co mi się najbardziej podoba, to że są w stanie zorganizować bardzo fajne imprezy bez opłat startowych! Tak jak zeszłoroczny bieg, tak i ten ostatni były za darmo, a "w zamian" za to dostaliśmy w tym roku:
- numer startowy
- czujnik do pomiaru czasu (niestety mierzono tylko czas brutto - mata odczytująca czujniki była tylko na mecie)
- zabezpieczenie trasy (zamknięta, oznaczona, wolontariusze na najważniejszych zakrętach)
- punkt z wodą
- dla startujących dzieci i kobiet drożdżówki za darmo
- darmowe wejście na wieżę widokową
- koszulka bawełniana
- medal i mała butelka wody na mecie
W sumie jak dla mnie to naprawdę fajny ten "zestaw startowy". Do wyboru były dwie długości trasy: 5km i 10km. Wyboru należało dokonać w momencie kończenia pierwszego kółka (a nie przy zapisach) - w lewo meta, w prawo drugie kółko. Trasa była po lesie z wbiegnięciem na tytułową Górę Chełmską na której jest sanktuarium maryjne. Oprócz tego jest tam też fajna wieża widokowa.
Na bieg przybyliśmy całą rodziną, w dodatku nie tylko najbliższą - w sumie 7 osób. W dodatku na miejscu spotkaliśmy znajomego który jak się okazało też biega :) Atmosfera rodzinna, no ale mimo obsuwy z racji startu honorowego na szczycie (o 12:00) w końcu nadszedł ten moment gdy wszyscy sobie spacerkiem poszli pod górkę a my musieliśmy wypluwać płuca na koszalińskich podbiegach.
Trasa była malownicza, ale trudna. Najgorszy odcinek był pod koniec pętli gdy trzeba było wbiec na tą Górę Chełmską. Cała trasa składała się właściwie tylko ze zbiegów i podbiegów, ale taki długi ciągły podbieg na ostatnim kilometrze czy półtora dawał się szczególnie we znaki. Ja skorzystałem z doświadczeń z Falenicy i całkiem nieźle to wyszło: na podbiegu skrócić krok i utrzymać kadencję a na zbiegu nie hamować tylko przebierać nogami jak Flinston żeby się nie przewrócić. Dzięki tamu na podbiegach może i trochę traciłem do innych, za to na zbiegach wyprzedzałem ich znowu :)
Taktyka zadziała bardzo dobrze: na pierwszym kółku wyprzedziłem masę biegaczy (wtedy biegli z nami też ci z krótszej trasy: 5km) a na drugim prawie nikt mnie nie wyprzedził (chyba trzy osoby które ja wcześniej na pierwszym kółku wyprzedziłem), za to mi się udało kilka osób wyprzedzić.

A jak efekty: zmierzyłem sobie sam czas netto 46:45, wg organizatorów miałem 47:12. Stanąłem niestety prawie na samym końcu bo skoro były czujniki do pomiaru czasu na nogę to byłem pewny że będzie pomiar netto. Maty na starcie nie mogłem dojrzeć, więc zegarek włączyłem kilka sekund za bramą startową. No więc powiedzmy że netto tak naprawdę miałem 46:50. Myślałem że będę miał poniżej 45 minut, ale po fakcie muszę przyznać że to był dobry czas (na takiej trasie).
Najlepiej o tym świadczy klasyfikacja: zająłem 21 miejsce na 128 startujących na 10km. Tylko około 25 zawodników z trasy 5km dobiegło to pierwsze kółko przede mną (na 276 którzy wystartowali). Dodatkowo po raz pierwszy w życiu nie było na mecie przede mną żadnej kobiety - aż się zdziwiłem, nawet z trasy 5km.
Generalnie to był bardzo fajny bieg - w terenie, z miłym towarzystwem i zadowalającym wynikiem. Mam nadzieję że to już będzie taka tradycja że każda wizyta w Koszalinie to będzie kolejny start po koszalińskich lasach :)
Acha no i muszę podziękować mojemu "menedżerowi" czyli małżonce która ten bieg znalazła - dzięki niej mogłem się zapisać i pobiec :)

Na koniec trochę zdjęć. U góry - zarazm po biegu ze znajomym - Danielem Tuskiem, który mimo jak twierdzi tylko 1,5 miesiąca biegania pobiegł na tej trudnej trasie 33:29 (czyli pewnie ściemnia, biega od dawna ;) ). Poniżej: z córkami przed startem, potem artystyczne ujęcie w końcówce drugiego kółka i już za metą z medalem na szyi.




3 komentarze:

  1. Fajna impreza i dobry wynik:) Dodatkowo, każde pobieganie w terenie i na górkach ma sporą wartość, więc tym bardziej dla Ciebie dobrze (w perspektywie jesiennego maratonu).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, ciekawe jak ta trasa się ma do Falenicy, zupełnie inne te podbiegi, ale wyniki podobne - przynajmniej u mnie :)

      Usuń
  2. Wychodzi na to, że im bliżej morza tym lepsze górki ;-)

    OdpowiedzUsuń

ADs