Początek to jeszcze normalny - bo zawsze po maratonie trzeba odpocząć, druga pocieszająca rzecz to że te śladowe ilości biegania to jednak były jakieś akcenty. Podtrzymało to trochę spadek formy, ale okazało się niewystarczające żeby cokolwiek z tego ugrać... Czasy więc były takie:
Biegnij Warszawo 2.10.2016 10km: 40:00 (40 sekund wolniej od życiówki)
Bieg po dynię 15.10.2016 5km: 19:23 (4 sekundy wolniej od życiówki)
Bieg Niepodległości 11.11.2016 10km: 39:53 (33 sekundy wolniej od życiówki)
Jak to napisałem już poprzednio kiedyś - wstydu nie ma, ale to że tak długo nie mogę się poprawić z moimi życiówkami na krótszych dystansach to trochę dziwne. Trzeba by chyba zrobić jakiś cykl treningowy typowo pod krótsze dystanse, tylko że czasu nie ma. A czemu nie ma czasu - o tym za kilka dni (wiadomo - plany na wiosnę już są :) )!
Bieg po dynię (źródło: sportografia.pl)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz