- wyjście sześć razy na trening
- poprawna (!) realizacja akcentów
- łączny kilometraż
- no i w sumie już o tym jest wyżej, ale powtórzę dla niedzielnych biegów: nie skracać pod żadnym pozorem długiego biegu
Tydzień 11/19:
Dzień | Plan | km | Realizacja | km |
---|---|---|---|---|
Poniedziałek | wolne | - | 0,0 | |
Wtorek | BS 10km + SPR 5' + R 10x100m/100m | 11,9 | Rano rowerem do pracy 19km a wieczorem spokojnie | 7,6 |
Środa | BS 6km + SPR 5' + POD 10x200m/200m + BS 2km | 11,8 | Tak gorąco i tyle zajęć że o 23:55 wyszedłem i na krótko | 6,0 |
Czwartek | BS 3km + SPR 5' + WB2 3x4km @4:05-4:10/km p. 6' + BS 2km | 19,0 | Uff ten wyszedł ładnie - tempo 4:10/km w tym upale to sukces | 15,2 |
Piątek | BS 8km + SPR 10' + R 10x100m/100m + BS 2km | 11,9 | nie wyszedłem :( | 0,0 |
Sobota | BS 12km + SPR 15' | 12,0 | Próba nadgonienia - dłużej niż plan | 17,4 |
Niedziela | BS 22km spokojnie | 22,0 | Tak głupi bieg że trzeba to opisać poniżej | 18,4 |
Razem | 88,6 | 64,7 |
BS - bieg spokojny
SPR - ćwiczenia sprawnościowe
R - rytmy
BD - bieg długi
TM - tempo maratońskie - 4:16/km
WB2 - drugi zakres
WB3 - trzeci zakres
W niedzielę to naprawdę jak jakiś zupełnie nierozgarnięty się zachowałem: poszliśmy rodziną na obiad do restauracji, zjadłem ciężkostrawne rzeczy tak że już nic więcej by się nie zmieściło, a potem bieganie (wiadomo - żeby się wyrobić z czasem bo jeszcze do kościoła, potem wieczorne standardy z dziećmi: kolacja, sprzątanie, mycie, położyć spać). No i tak jakoś głupio wyszło że w godzinę (!) po tak dużym posiłku poszedłem biegać. W planie było 24km żeby wyrobić chociaż 70km w tym tygodniu. Ech jeszcze teraz mi słabo jak o tym myślę co się stało. Brzuch się zrobił jak balon, jedzenie nie wiedziało którą stroną powinno mnie opuścić (pewnie byłoby lepiej gdyby się zdecydowało!). Niestety jedzonko pozostało na swoim miejscu... W efekcie nic tego dnia już nie zjadłem a i następnego z rana nie czułem głodu. Dużo piłem i cierpiałem :)
Dobra, to tak krótko: dwie godziny to minimum po średnim posiłku, po dużym - nawet trzy godziny!
To teraz już tylko 7 (SIEDEM) tygodni zostało! Ostatni to już regeneracja, więc tak naprawdę to tylko 6 tygodni ciężkiego biegania. Muszę koniecznie już teraz wejść jak przedtem na 6 biegów w tygodniu i co najważniejsze - dobrze zrobić te długie. Gdy tego brakowało to moje maratony kończyły się spektakularnie (tzn. spektakularną porażką :) ).
To za tydzień skrobnę jak poszło!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz