Skoro pytam to na pewno odpowiedź nie będzie oczywista, i macie rację: bo można! Po maratonie to normalne że waga troszkę podskakuje - po biegu człowiek głodny, a żeby organizm się zregenerował nie biega się przez jakiś czas (czytałem nawet zalecenie żeby nie biegać tyle dni ile kilometrów miał wyścig, ciekawe jak by do tego ultrasi podeszli :) ). Ja robię sobie zwykle kilka dni, w tym roku wyjątkowo mało - tylko jeden.
Jakoś w trakcie przygotowań do maratonu moja waga oscylowała pomiędzy 78 a 79kg.
Co ciekawe mam duże wahania, mimo że zawsze ważę się na tej samej wadze, która stoi iw tym samym miejscu i w takich samych warunkach (czyli rano po toalecie a przed śniadaniem). Potrafi podskoczyć waga do 80km z ułamkiem, ale potrafiła też i być 77kg z kawałkiem. To w sumie sporo - prawie 4% różnicy między minimum a maksimum... ale średnia była powiedzmy 78,5kg.
Natomiast po maratonie jak sobie podskoczyło to już nie chce zejść:
Pojawiło się nawet ponad 81kg! Średnia zaś stabilnie 80,5kg. Niby to tylko 2kg, ale albo jestem przewrażliwiony, albo ja to widzę po sobie!
No to co robi biegacz jak chce schudnąć? Biega więcej! U mnie to akurat troszkę inaczej zadziałało: nie zmniejszyłem kilometrażu mimo że okres taki był dość spokojny. Maraton dopiero na wiosnę, pierwsze plany startów też jeszcze nie tak szybko. Ale trochę z obawy o dalsze kilogramy biegam regularnie 5 razy w tygodniu, w sumie około 65km tygodniowo:
No i jak to zadziałało? Ano wcale! Naprawdę to nie stanowi dla mnie żadnego problemu żeby biegać dużo i sobie przytyć :)
Wydaje się mało możliwe, ale już to wcześniej zauważyłem: żeby zjeść powiedzmy 900 kalorii więcej wystarczy 10 deko jedzonka (jeśli mówimy o tłuszczu, węglowodanów musiałoby być troszkę ponad 20 deko). Zajmuje to pewnie niecałą minutę, a ile trzeba biegać żeby to spalić. Niestety około godziny!
Więc nie ma co się oszukiwać: bez sportu trudno jest schudnąć, ale żeby schudnąć trzeba ograniczyć do sensownych ilości jedzenie... Jest oczywiście wiele innych ważnych aspektów: pora, częstość, rodzaj i jakość jedzenia, ale bez ograniczenia ilości - nie ma siły. W końcu tak na końcu to przecież bilans energetyczny musi być ujemny jeśli chcemy zmusić nasz organizm do zużycia trochę z naszych zapasów.
Uważne oko zresztą zauważyło na wykresach które wrzuciłem że coś drgnęło u mnie wreszcie: dzisiaj rano było 79,1 (juhu!) ale to może być chwilowe wahnięcie w dół oczywiście :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz