Dwa tygodnie urlopu tym razem spędziliśmy w Chorwacji. Pogoda była stabilna - codziennie ponad 30 stopni w cieniu i poza jednym dniem (właściwie połową dnia) to prawie bezchmurnie. Ciężko się w takich warunkach biega, ale w tym roku nie było mi tak ciężko jak poprzednio. Myślę że to dlatego że jednak Chrowacja nie jest aż tak na południu - jak byliśmy w Grecji czy Turcji to jednak było dużo trudniej.
Byliśmy na małej wyspie Ciovo - na tyle małej że udało mi się przebiec ją wzdłuż i wszerz :) Zrobiłem naprawdę fajne biegi:
Pierwszy tydzień to 6 dni biegowych i 83,5km w tym naprawdę długa wycieczka biegowa:
Ale szczerze to trochę przesadziłem, końcówka była już naprawdę ciężka - to jest wyspa która ma bardzo duże różnice wysokości, zrobiłem prawie 500 metrów pionowo w górę!
Drugi tydzień był równie dobry: 70km w tym na przykład taki trening gdzie było 60 minut po 4:24/km (planowane było 4:22/km ale temperatura i profil trasy na tyle nie pozwoliły).
I nie mogę nie wspomnieć o pierwszym dniu - gdy pobiegłem na zachód wyspy. Chciałem obiec wybrzeżem ten krótszy półwysep, ale przeliczyłem się srogo. Brzed jest na tyle wąski i poszarpany (skały wchodzące w morze które uległy dalekiej erozji więc stworzyły się rozpadliny) więc zamiast biegu zaczęło to przypominać marsz terenowy z bardzo dużym skupieniem żeby nie złamać nogi. W końcu miałem dość i chciałem przebić się do góry do drogi asfaltowej. A było tak gęsto zarośnięte tam - jakieś iglaki, cierniowe pnącza że nie mogłem przejść tych kilkuset metrów. W dodatku było tam pewnie ze 30-40 metrów w górę na tak krótkim odcinku. Zaczęło się ściemniać, w pewnym momencie nie mogłem iść dalej ani znaleźć drogi powrotnej a ciernie zrobiły mi na nogach jesień średniowiecza (goiło się to ponad tydzień). Pierwszy raz w moim biegowym życiu miałem wrażenie że zaczynam walczyć o życie :) może trochę przesadzam, ale zaczęło się robić ciemno, nie mogłem w żadnym kierunku się ruszyć więcej niż kilka metrów - ściana roślinności z kolcami wysoka na kilka metrów wyrastała naokoło. No w najgorszym wypadku musiałbym tam przenocować i wyplątać się rano, było tak gorąco (nawet w nocy nie spadała temperatura poniżej chyba 25 stopni) że nic mi tam nie groziło - na tej małej wyspie nie ma też żadnych groźnych zwierząt. Nie byłoby to jednak zbyt miłe a nawet nie miałbym jak dać znać bo nie wziąłem telefonu ze sobą.
Po tej przygodzie stwierdziłem że nie biegam w żadnych dzikich okolicznościach tym razem i tego się trzymałem :)
To teraz ostatnie dwa tygodnie i próbujemy w Rostocku złamać te1,5 godziny jak kiedyś za starych dobrych czasów!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz