niedziela, 23 lutego 2025

Wiązowna 5km

 


Jak dobrze pójdzie to się od razu szybciej pojawia relacja, nie? A że poszło dzisiaj naprawdę dobrze, to szybko wrzucam wpis. Kilka godzin temu biegliśmy piątkę w Wiązownie. Do tej pory zawsze biegłem tam półmaraton, ale w tym roku jestem już i tak zapisany na połówkę w Warszawie za miesiąc i drugą po kolejnym miesiącu w Kownie. Zdecydowałem się więc na piątkę i pobiegliśmy ją razem z żonką. W dodatku miałem wrażenie że tam biegną prawie wszyscy znajomi - pozdrowienia dla Kazika, Damiana, Darka, Tomka, Michała i Mariusza (mam nadzieję że o nikim nie zapomniałem).

Poranny dojazd był trochę zagmatwany (odwożenie córki z koleżanką na zawody w siatkówkę po drodze), ale udało się dojechać mniej więcej na czas. Z parkowaniem oczywiście był problem, ale w ulicy Parkowej jakoś jeszcze się udało znaleźć miejsce i dobiec do szkoły po pakiety. Tłok tam był tak straszny że nas rozdzieliło, i tak szatnie i depozyty były rozdzielne. Ale pakiety odebraliśmy szybko i poszliśmy się przebierać. Pogoda była super: zimno (około 1 stopnia), ale słonecznie i prawie bez wiatru. Dla mnie to są najlepsze warunki do biegania. Z kolegą Damianem poszliśmy na rozgrzewkę (reszta ekipy się zgubiła), zrobiłem prawie 3km z rytmami, nawet toaletę zdążyłem załatwić (ale w lesie) i wszystko wyglądało super. 

Plan na ten bieg był taki, żeby spróbować pobiec na samopoczucie i nie patrzeć w ogóle na zegarek. Patrząc na moją obecną formę oceniałem że jak uda się złamać 20 minut to będzie sukces. Więc gdybym biegł tak jak zwykle to pilnowałbym dokładnie tempa 4:00/km przez pierwsze 3km i potem zobaczył jak się czuję. Ale tutaj miałem inny plan: nie patrzeć na zegarek! Na zegarku ustawiłem łapanie okrążeń co 500 metrów żeby potem po biegu mieć jak to przeanalizować, ale znowu powtórzę: miałem na niego w ogóle nie patrzeć.

Ustawiłem się za drugimi balonikami na 20 minut (były dwa zające) - niestety tłok był spory i nie dałem rady przejść już bliżej startu. Szybko nadszedł start i ruszyliśmy. Tłok na starcie niby był, ale nie było źle - prawie nie przeszkodziło mi to na początku biegu, potem już się przerzedziło. Mimo to muszę przyznać że strasznie wysoki poziom był tych zawodów. Trasa była prosta jak drut - 2,5km na wprost, nawrotka i powrót na start. Ja biegłem na samopoczucie i dobrze to szło. Wyprzedziłem zająca na 20 minut, ale nie oddaliłem się - trzymałem się tuż przed nimi. To mi dawało komfort psychiczny - wiedziałem że biegnę szybciej niż plan (bo startowałem zza zająców) a czułem się dobrze, mimo że biegło się nielekko. Okrążenia łapały się same co 500 metrów a ja nie patrzyłem na tempo ani na czas. I co dziwne - nie korciło mnie, ani też odruchowo ani razu nie spojrzałem!

Przed nawrotką zacząłem widzieć wracających szybszych biegaczy. Byłem w szoku jak dużo ich było, przecież to tempo na grubo poniżej 20 minut, zwykle nie ma zbyt wielu tak szybkich biegaczy. Minął mnie z moich znajomych tylko Damian (no ale miał czas niewiele ponad 18 minut na mecie!) i zaraz ja byłem na nawrotce. To już tylko powrót, jesteś za połową - pomyślałem sobie. Zając na 20 minut mnie dogonił i uczepiłem się go. Trochę mnie wkurzał ten balonik co mnie stukał cały czas to się przesunąłem na bok. A potem... troszkę przyspieszyłem! Ale byłem tylko kilka metrów z przodu i cały czas słyszałem jego doping - trzeba pochwalić (taki wysoki zając, było dwóch więc żeby było wiadomo który) bo robił bardzo dobrą robotę. Dopingował, dawał rady - to było super!

Biegło się coraz ciężej, ale jestem bardzo zadowolony z tej części biegu. Zwykle tu odpadam, a dzisiaj - chyba dzięki temu że kontrolowałem tylko poziom wysiłku, a nie czas - udało się nie odpaść. Tempo się troszkę obniżyło w środku biegu, ale jak widać na czasach okrążeń to były małe różnice. Było trudno, nie miałem za dużo siły na finisz, ale coś tam wykrzesałem i wg danych z zegarka na samej końcówce było nawet tempo chwilowe 3:15/km i wpadłem na metę z czasem oficjalnym

19:34

Jestem mega zadowolony, chyba już zawsze będę się starał biegać piątki bez patrzenia na zegarek! Po biegu poczekałem na żonkę - nie była w pełni zadowolona, ale jej też dobrze poszło bo lepiej niż w poprzednich zawodach. Koledzy wykręcili też bardzo dobre czasy. Była to bardzo udana impreza - organizacyjnie, pogoda dopisała - wszystko się udało! 




piątek, 21 lutego 2025

Bieg Chomiczówki

Tak, wiem - miałem nie biec. Zapisana była szacowna małżonka, ale lekka choroba pokrzyżowała jej plany i wiadomo - pakiet by się zmarnował, a to by było szkoda. Organizator umożliwiał zmianę i osoby i dystansu - to trzeba było to wykorzystać :)
W sumie to mieli jakiś błąd w systemie, bo ona nie dostała kodu QR do odbioru pakietu, a w dodatku była zapisana na 15km w systemie, zamiast na 5km! Co ciekawe na stronie datasport był ten bieg dwa razy wylistowany (ten pierwszy był pusty, bez uczestników - my się rejestrowaliśmy dawno temu i pewnie przy przenoszeniu ludzi między biegami coś im się popsuło). Na szczęście w biurze zawodów wszystko można było naprawić - przepisaliśmy więc pakiet na mnie, a dystans zostawiłem 15km, bo lubię ten nietypowy dystans.


 Biegłem Chomiczówkę już trzeci raz - rok temu nabiegałem tam wynik 1:05:07, a w 2020 roku 1:03:14. Nie miałem wielkich planów przed tym biegiem - nie przygotowywałem się przecież do niego (mam plan pod maraton na koniec maja w Sztokholmie) więc zaplanowałem sobie plan minimum 1:05, maksimum 1:03 no i plan "średni" 1:04. 


 Pogoda była super. Było zimno, ale nie padało, nie było za bardzo pochmurno. Udało się we dwójkę wybrać - córki już na tyle duże że starsze mogły się zająć najmłodszą. Miałem więc silne wsparcie - i fotograficzne podczas biegu i doping (bo są dwie pętle to przy starcie i mecie trzy razy się w sumie pojawiałem). 

Ruszyłem troszkę za szybko - średnie tempo z pierwszej piątki było 4:10/km. To daje czas na mecie 1:02:30 - lepiej niż plan maksimum. Jak zwykle żałować tego miałem później. Muszę następnym razem nad tym popracować (w sumie dzisiaj na treningu tempowym wziąłem to sobie do serca i próbuję to trenować na sucho, poza zawodami - nawet jak pierwszy kilometr czy pół wychodzi za szybko to zwalniam). 


 Potem był koniec pierwszej pętli, mam więc stąd parę fajnych zdjęć i ruszyłem na drugą pętlę. Jednak tempo było już trochę wolniejsze. Na szczęście nie było dużo wolniej bo druga piątka była po 4:18/km. To daje średnią 4:14/km z pierwszej dychy co by dało na mecie 1:03:40 - bardzo dobry by to był wynik. 

Próbowałem nie odpaść - zamiast łapania całej ostatniej piątki, rozbiłem ją na odcinki 2+1+1+1km. Tempo spadło do 4:26/km, potem 4:24 i najgorszy (zwykle tak mam) był przedostatni kilometr: aż 4:35. Ostatni trochę szybciej bo 4:24/km, ale jeszcze zegarek naliczył 70 metrów więcej, więc mimo tempa średniego z całości 4:18/km czas na mecie wyszedł:

1:04:52

W sumie lepiej niż rok temu, co mnie pozytywnie nastraja - skoro na wiosnę rok pobiegłem w Hamburgu 3:17 (z pit-stopem w toi-toi'u) to mój cichy plan 3:15 na Sztokholm wydaje się realny. Tylko muszę naprawdę przyłożyć się do biegów długich. Tym bardziej że ten obecny tydzień mi tego nie ułatwia - biegnę w niedzielę piątkę w Wiązownie... ale potem to muszę ze dwie trzydziestki w miesiącu zmieścić!

 



niedziela, 2 lutego 2025

Bieg Wedla

Oj dawno nie biegłem Biegu Wedla - w sumie to zdarzyło mi się to dopiero dwa razy: w 2013 i 2014 roku. Za pierwszym razem biegła też nasza najstarsza córka (plus mój chrześniak który nas wtedy odwiedził), a za drugim razem to już dwie starsze córki. Ale tylko za pierwszym razem był śnieg. Zwykle jakoś nam termin kolidował z wyjazdami, bo jest w okolicach ferii zimowych. W tym roku się udało - najmłodsza jest już na obozie zimowym, a my mogliśmy pojechać do Skaryszaka pobiegać :)

Moje plany co do tego biegu były takie żeby pobiec. Dopiero zaczynam przygotowania - w końcu maja maraton w Sztokholmie, więc nie jestem jeszcze w żadnym stopniu w najlepszej formie. Jeśli chciałbym w tym roku też złamać 40 minut na dychę to na początku sezonu pomyślałem sobie że powinienem dać radę pobiec te 5sek/km wolniej - i takie były moje założenia: biec po 4:05/km. Żonka pojechała ze mną na bieg, stąd mam tyle zdjęć i to nawet z samego biegu, jak nigdy. Zaparkowaliśmy niedaleko parku, ja po drodze zrobiłem rozgrzewkę i nawet postój w toi-toi'u się udało zmieścić przed startem. Pakiet odebraliśmy dzień wcześniej (oj masakra tam przy Decathlonie w Warszawie zaparkować) więc na start przybyliśmy na krótko przed wyznaczonym czasem. 

Przed samym biegiem była krótka przemowa, chwila ciszy dla uczczenia wieloletniego organizatora tego biegu: Andrzeja Krochmala, który zmarł niedawno. Była to 19-ta edycja tego biegu i pierwsza bez niego.

Po starcie ruszyliśmy alejką główną - trasa jest jak zwykle to tym dużym głównym kółku, zupełnie jak w Park Run. Tylko tutaj jest więcej kółek, dokładnie to pięć sztuk, co z krótkim dobiegiem na koniec daje 9 kilometrów (około). Ruszyłem (oczywiście) za szybko, ustawiłem sobie okrążenia co 500 metrów i po pierwszym zamiast 2:02-2:03 miałem 1:58. Trochę się ogarnąłem i zwolniłem, ale nie dość dużo i biegłem troszkę za szybko cały czas.

Po pierwszym kółku czułem się dobrze, jednak poziom wysiłku był trochę za wysoki, zresztą po tym tempie widziałem że padnę w drugiej połowie... po drugiem kółku - dogoniłem najwolniejszą biegaczkę. No to musiała pani biec tempem 8min/km skoro zrobiłem dwa kółka gdy ona jedno. W sumie to nic złego - wielki szacunek dla tej pani (starsza pani, właściwie to babcia) za to że jest tak aktywna. Tylko nie wiem czemu stała na starcie obok mnie czyli prawie na samym przodzie ;)


Przy każdym okrążeniu moja Karolina robiła mi zdjęcia i dopingowała, to było super miłe. Na jej pytanie jak się czuję odpowiedziałem zgodnie z prawdą że średnio, ale tak powinno być jak się biegnie szybko. Po trzecim kółku zaczął się najtrudniejszy odcinek - widziałem na zegarku że tempo mi spadło ze średniej troszkę ponad 4min/km do nawet 4:17/km na 15-tym odcinku 500m (z 18 razem bo 9km podzielone na 500m). Ogarnąłem się jednak w tym dołku jednak i zacząłem przyspieszać. Biegłem cały prawie bieg niedaleko za biegaczem z napisem Kamil na koszulce i byłem pewny że go nie dogonię (on też osłabł, ale ja byłem ciągle z tyłu). Co gorsza na ostatnim łuku, jakieś może pół kilometra przed metą wyprzedził mnie mini-pociąg czyli dwóch mocno cisnących biegaczy. No zwykła sprawa - jak się odpada w końcówce to zawsze mi się takie coś przydarza... ale tutaj będzie happy-end. Zmobilizowałem się i przycisnąłem! 

Cały czas dublowaliśmy wolniejszych biegaczy, udało mi się grupkę biegaczek z prawej strony minąć gdy tych dwóch szybszych ode mnie biegaczy (po wyprzedzeniu mnie) obiegali je z lewej strony. Jakoś mnie to chwilowe przyspieszenie nastawiło pozytywnie i zacząłem cisnąć cały czas. I nawet zbliżać się do tego Kamila! Minęliśmy go wszyscy we trójkę, ja cały czas byłem z przodu i było ciężko, ale nie zwalniałem. Jeszcze tylko ostry zakręt w lewo w alejkę z metą, nie odpuściłem ani na chwilę i udało się! Wbiegłem na metę jako 17-ty zawodnik na 280. To jest 6 górnych procentów, dawno tak dobrze mi nie poszło!

 

Co do czasu to było to 37:21 ze średnim tempem 4:05/km a więc dokładnie takim jakie planowałem! Niby zrealizowałem założenia, jednak noty za styl powinny być obniżone - pierwsza połowa za szybko, druga za wolno. Jedyne pocieszenie to ten ładny finisz - ostatnie 130m w tempie 3:16/km to kosmos dla mnie, poprzednie 500m w tempie 3:59/km to ładny wynik jak na finisz 9km biegu.


Dostałem fajny worek ze słodyczami (już prawie wszystko zjedzone, no ale jest nas 5 osób w rodzinie to szybko schodzi), planowałem jeszcze dobiegać - wrócić do domu biegiem, ale to trochę ponad 20km więc zrezygnowałem, postaram się jutro wyjść bo po takim biegu nie dałbym rady biec sensownym tempem chyba.

W sumie było bardzo fajnie, polecam jak zwykle tą imprezę, może za rok uda się znowu tu zawitać!


ADs