wtorek, 23 października 2012

5km tydzień 2/11 - choróbsko


Im więcej biegam z moim planem treningowym FIRST tym bardziej on mi się podoba. Wiem że zmiany są konieczne jeśli chce się cały czas poprawiać ale tak się przyzwyczaiłem do tego biegania co drugi dzień i tak mi to pasuje do moich rodzinnych spraw że trudno mi będzie coś zmienić.
Weźmy za przykład zeszły tydzień: we wtorek nie miałem siły na rowerek wieczorem a w środę tak mnie zmogło że musiałem wcześniej wyjść z pracy i położyć się do łóżka gdzie spędziłem czwartek i ponad pół piątku. Kataru, kaszlu czy gorączki nie było ale ogólne ogromne zmęczenie, siódme poty i bóle mięśni. Byłem pewny że zaczyna się typowy scenariusz grypowy - tym bardziej że już dwie z moich trzech dziewczyn odchorowały coś wirusowego a trzeciej zaczynał się już katar.
Teraz pora na wychwalanie biegania - bez żadnych ciężkich leków w dwie doby udało mi się zwalczyć tego wirusa - jestem przekonany że właśnie dzięki temu że regularnie biegam. Tak szybko wróciłem do zdrowia że w sobotę po południu mogłem już wyjść na trening!

Reasumując: mimo chorowania przez pół tygodnia udało mi się zrealizować normalny tydzień treningów (z małą jednodniową obsuwą bo trzeci trening w poniedziałek no i bez jednego treningu dodatkowego na rowerku). Wyglądało to więc tak:
Poniedziałek - interwały 2x1600m, 1x800m przerwy po 400m. Troszkę wolniej - o 2s/km niż planowane tempo ale można to zaliczyć
Wtorek - choroba
Środa - choroba
Czwartek - choroba
Piątek - choroba
Sobota - 1,5km spokojnie, 3km po 4:17/km, 1,5km spokojnie, 3km po 4:17/km, 1,5km spokojnie - wyszło super
Niedziela - rowerek 20', od 5' narastająco - trudny trening, tętno wysokie prawie jak podczas biegu
Poniedziałek - 8km po 4:37/km - ostatnie dwa kilometry przyspieszyłem do 4:32, 4:20.

I to właśnie mi się podoba w moim planie treningowym - nawet krótkie przerwy jestem w stanie w niego wcisnąć bez straty kluczowych treningów. Teraz nadrobię tylko ten basen który już drugi raz mi wypadł i będę na bieżąco z moimi ćwiczeniami.

Acha, teraz rozumiem jakie katusze przeżywają ci którzy nie mogą ćwiczyć przez długi czas (kontuzja albo dłuższe roztrenowanie), ja po czterech dniach bez biegania źle się z tym czułem...

Na szczęście teraz mamy fajną pogodę do biegania, w niedzielę byliśmy w Lesie Kabackim - my rodzinnie spacerowaliśmy ale co chwilę przebiegał jakiś biegacz... mam nadzieję że i ja tam niedługo pobiegam - oby pogoda się utrzymała (tylko chmur mogłoby być mniej). Na razie zabawy biegowe uprawiały moje przyszłe zawodniczki, na razie kibicki:


A zawodniczkami mam nadzieję że zostaną już w najbliższą sobotę:


Bieg główny to 1/10 maratonu czyli około 4,22km - jestem zapisany - co nie było łatwe, numery startowe dość szybko się rozeszły. Generalnie ostatnio zaczyna się okazywać że bieganie wymaga nie tylko szybkości na trasie ale i szybkości podczas zapisywania się :) !
Jest też bieg dzieci gdzie o ile dopisze zdrowie i pogoda to mam nadzieję że wystartuje moja starsza córka. To tylko 300m a jak już pisałem przy okazji Biegu Konstytucji udało jej się wtedy przebiec aż 700m.

Ja mam zamiar pobiec w okolicach 17:30 czyli średnio 4:08/km, czy się uda - nie wiem, ale zwykle dobrze mi się tam biega. Temperatura jest niska, tłumów raczej nie ma chociaż co roku jest nas coraz więcej. Dwa lata temu dobiegłem w 23:56 na miejscu 166 z 199 (83%), rok temu było lepiej bo 19:05 i miejsce 122 z 241 (51%). Powiadają że każdy z nas jest mistrzem, trzeba tylko odpowiednio wąsko określić kategorię. W ten sposób myśląc sprawdziłem który byłem z biegaczy z mojej miejscowości: Nowa Iwiczna. W wynikach z 2010 roku nie podano miast biegaczy a w 2011 byłem 2 z 9, przegrywając tylko z biegaczem który dobiegł w 18:50. Czyli jest szansa w tym roku na najwyższy stopień (wirtualnego ale jednak) podium :)

10 komentarzy:

  1. Hehe :) Też zawsze szukam sobie kategorii, w której będę w czołówce ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Szkoda, że nie pościgam się z Tobą tym razem, bo mam w weekend wesele brata;)

    A co do zdrowia to się w pełni zgadzam. Organizm się hartuje i nie dość, że rzadziej choruję to łatwiej z różnych syfiksów człowiek wychodzi. Szczególnie przydaje się bieganie zimą, które przyzwyczaja do niskich temperatur.

    OdpowiedzUsuń
  3. He he, też kiedyś na żarty zawężałam kategorie (zaczęło się od tego, że mąż porównywał się tak jak ty z biegaczami z naszego miasta w biegu na dyszkę), ja zaś doszłam do wniosku, że chyba jestem najlepsza z naszej ulicy w kategorii kobiet(raczej żadna inna nie biega;) Gdzie można znaleźć ten plan według którego biegasz?

    OdpowiedzUsuń
  4. @Krasus - i całe szczęście bo znowu byś mnie zdołował. Mam nadzieję że nie przeprowadzisz się do Nowej Iwicznej bo będę musiał znowu kategorię zawężać :D
    @Beata - najłatwiej z książki "Run less, run faster", było to opisane kiedyś w Runner's World a na internecie to na ich stronach http://www.furman.edu/first

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja od trzech sezonów regularnie wygrywam w kategorii rodu Monczyńskich ;-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Tak bieganie przez cały rok niezależnie od pogody hartuje i uodparnia:)Ja jestem w czołówce tylko jak idę biegać po ciemku z lampką na głowie he,he..

    OdpowiedzUsuń
  7. Bieganie hartuje i uodparnia jak nie wiem co! W Erze Przedbiegowej chorowałam ciągle, a teraz coraz mniej. Tylko zaraz po maratonie trzeba uważać, bo odporność siada. Powodzenia w Lesznowoli!

    OdpowiedzUsuń
  8. Zrobiłem dziś trening podobny do Twojego z 4:17 (1km rozgrzewki, 3 km w 4:15, 2 km spokojnie 5:25, 3 km 4:15 (ostatni poszalałem 4:03) i potem luźno 3,5 km). Pod koniec ostatniego szybkiego km myślałem, że padnę.. ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Bartek - wg moikrewni.pl w Polsce są 74 osoby o tym nazwisku :) no nie ma szans żebyś przegrał ;))
    tete - tak, szczególnie jak się ktoś jeszcze morsuje (brrrr, to musi być straszne)
    Hanka - dzięki! Co do maratonu to racja, chociaż zgodnie z prawem Murphy'ego jeśli masz się przeziębić to dopadnie cię to tuż przed maratonem ;)
    Krasus - gratulacje, ja bym pewnie nie dał rady tak podkręcić ostatniego km :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Faktycznie, bieganie hartuje - mam to samo, tzn. odkąd trenuje bez względu na pogodę prawie nie choruję (tfu tfu odpukać!) Powodzenia w Minimaratonie!! ps. ostatnio wracając z płd. Polski jechałam przez okolice Lesznowoli - prawdziwa "dyniolandia"! :)

    OdpowiedzUsuń

ADs