Trzynasty tydzień był najsłabszy z całego planu treningowego. Niestety kaszel niedoleczony ciągnie się i ciągnie, już myślę że jest dobrze i idę pobiegać a ten zdradliwy zawodnik kontratakuje wtedy z podwójną siłą. W końcu zrobiłem dłuższą przerwę - takiej której chyba jeszcze nie miałem w tym roku: trzy dni bez biegania. Niby się poprawiło, tylko że potem... ale nie uprzadzajmy faktów - będzie zabawnie!
Tydzień zaczął się z opóźnieniem - bo we wtorek był zaległy bieg długi czyli 24km w tempie 4:47/km - bardzo szybko a tętno: 159! Coś czuję że miałem wtedy szczyt formy. Potem w ramach nadrabiania zaległości było ostro:
Środa 26.02.2014
Interwały na moim małym stadioniku. Takie które wychodzą mi najlepiej czyli krótkie: 400m. W sumie było ich 10 i co ciekawe - biegałem je prawie nie patrząc na zegarek. O dziwo - wyszły lepiej nić zwykle, średnie tempo 3:32/km! Dla mnie to tempo jest oszałamiające. Razem 11km.
Czwartek 27.02.2014
Tempówka - 13km tempem maratońskim (z rozgrzewką i schłodzeniem 16km). Tętno już było wyższe bo około 166 a przecież dwa dni temu było dużo niższe przy podobnej prędkości i prawie dwa razy dłuższym dystansie! Widać od razu że pogorszyło mi się. Zrobiłem więc aż trzy dni przerwy - kaszel nie pozwalał dalej wychodzić na treningi. Wytrzymałem całe trzy dni - pierwszy raz odpuściłem jeden treing (podbiegi).
Wtorek 4.03.2014
Planowany długi bieg zrobiłem we wtorek, ale podkuszony nie wiem czym dzień wcześniej zrobiłem interwały z następnego tygodnia. Teraz jak o tym piszę to nie rozumiem jak mogłem coś takiego wymyśleć. Najgorsze było to że akurat na 14-ty tydzień mój plan przewidyuje najtrudniejsze interwały: 8x800m czyli 6,4km w tak szybkim tempie. Zwykle sesje interwałów są do 5km (3x1600m, 5x1000m, 6x800m, 8x600m, 10x400m) a akurat ten jeden raz jest ich więcej. Spiąłem się, przebiegłem te interwały zgodnie z planem a następnego dnia rano (po 11 godzinach odpoczynku) ruszyłem na ostatni zaplanowany bieg długi: 32km w tempie 9 sekund na kilometr wolniejszym niż maratońskie. No i poległem na całej linii. Dałem radę tylko przebiec 20km.
Tydzień więc taki trochę porażkowy - łącznie tylko 47km. Teraz za dwa tygodnie z ogonkiem już maraton - za późno na tak ciężki bieg, zresztą jeszcze nie jestem w 100% zdrowy. Priorytet na teraz to biegać jak najwięcej tempa maratońskiego (plan zresztą też to zakłada), wyleczyć całkowicie ten !*$#@% kaszel i dobiec w jednym kawałku do mety maratonu w Rzymie!
Kaszel to złoooooooo!!! ... ten tydzień nie powinien wpłynąć na Twoje przygotowanie. Orałeś ostro cały plan i go zrealizujesz....ja Ci to mówię :)
OdpowiedzUsuńTak mi się zdaje, oby tylko ten kaszel szybko przeszedł.
UsuńLeszku, kaszel niestety potrafi długo trzymać. Dobrze by było, gdyby Cię ktoś osłuchał - moja mama chodziła z kaszlem przez 2 tygodnie, nie miała gorączki, a kiedy w końcu trafiła do lekarza, okazało się, że ma ostre zapalenie oskrzeli :( Antybiotyk na 10 dni i inne atrakcje. U mnie kaszel się utrzymywał po przeziębieniu z powodu przesuszonej śluzówki gardła. Na to środki zaradcze są proste: popijanie "kiślu" z siemienia lnianego, rozgryzanie kapsułek z wit A+E i nawilżanie pomieszczeń, w których się przebywa (wystarczy mokry ręcznik położony na kaloryfer). Trzymam kciuki, żeby Ci kaszel nie pokrzyżował planów na podbój Wiecznego Miasta!
OdpowiedzUsuńJa też się o oskrzela martwię - zrobię sobie inhalacje i jak nie przejdzie jutro to idę na to osłuchanie. Dzięki!
Usuń