Kolejny tydzień, kolejny wpis z serii "co tam w L.A. słychać". Tym razem parę słów o relacjach innych ludzi z tego maratonu. Oczywiście ciekawiło mnie co inni piszą o tym maratonie, więc krótko opiszę co znalazłem. Z polskich wpisów znalazłem tylko dwie relacje, najciekawsza i najdłuższa jest relacja Roberta Celińskiego który dość dawno już bo w 2006 roku tam pobiegł. Właściwie to o samym biegu jest nie za dużo, to co najbardziej mnie interesuje czyli jak wpływa profil trasy na wynik nie było tak opisane. Wywnioskowałem że trasa jest trudna bo Robert mimo że najpierw biegł na złamanie trójki to odpuścił po 30-tym km i dobiegł w niecałe 3:07. Druga z polskich relacji to start Iwony Lewandowskiej dwa lata temu (no, prawie trzy już) - jednak ona nie prowadzi regularnego bloga i to co wiemy to tylko wpis na fb oraz opisy na portalach biegowych. Iwona chciała tam zrobić minimum PZLA na olimpiadę, ale nie udało się. Oba przypadku nie napawają optymizmem :)
Zagranicznych relacji jest dużo, dla zainteresowanych jak opisują maraton w L.A. zagraniczniacy polecam wpisy (kolejność przypadkowa): ginger runner, aleks runs, california through my lens, run eat repeat, philosopher runner, christremonte, love as pot of tea.
Ciekawe są te wpisy, można wiele się dowiedzieć. To co mi zostało w pamięci to: start bardzo wcześnie rano, dojazd na stadion (na start) polecany samochodem - zupełnie na odwrót niż u nas - tam 20 tysięcy miejsc parkingowych nie jest problemem, są miejsca w parkingach podziemnych na stadionie i w budynkach dokoła. Poza tym temperatura może być bardzo różna - to już specyfika doliny Los Angeles gdzie pogoda może szybko się zmienić. Nawet gdy nie ma spektakularnych nagłych zmian to i tak wcześnie rano może być mocno chłodno ale pod koniec biegu upalnie - i to jest norma.
Profil trasy za bardzo tym biegaczom nie przeszkadzał, owszem coś piszą o podbiegu około 20-tej mili ale nie poświęcają temu za wiele miejsca. Czasy natomiast które uzyskują są w porównaniu do naszych europejskich dużo słabsze (średnio). Robert Celiński ze swoim 3:07 był nadal w pierwszym procencie czasów. Czasy rzędu 4:30 są nadal w pierwszej połowie stawki. Tłok na starcie był duży, ale podobno ostatnio to poprawili. Zresztą i tak ten tłok jest najgorszy w strefach powyżej 4 godzin więc liczę że mi się upiecze.
A teraz szybko raport biegowy z kolejnego tygodnia:
Dzień | Plan | Realizacja | Komentarz | |||
Pn | BS 10km | 23km | Zaległe 23km biegu długiego z niedzieli | |||
Wt | 3x1600m | razem 10km | Na siłowni, tempo interwałów 3:55/km | |||
Śr | wolne | 10km | Zaległe z poniedziałku | |||
Cz | BT 11km | @4:30/km razem 15km | Wieczorem | |||
Pt | BS 10km | ok | spokojnie | |||
So | BS 16km | ok | przy Puławskiej | |||
Nd | BS 16km | ok |
identycznie jak w sobotę | |||
Razem | 82km | 77km |
Naprawdę przebiegłem 100km ale ten poniedziałkowy bieg długi który miał być w niedzielę zaraportowałem już tydzień temu. Dla spójności więc teraz go nie policzyłem w kilometrażu, ale nóg się nie oszuka więc poniedziałek znowu zrobiłem sobie wolny żeby się nie przetrenować. I tak biegam bardzo dużo jak na mnie - aż 6 razy w tygodniu. Mimo to czuję się bardzo dobrze, nic nie doskwiera a waga wcale nie spada, nawet lekko w górę idzie :) ale to nic, przeczekam tą wagę i zaatakuję ponownie jak uśpię jej czujność. Bo z tymi 2 kilogramami więcej na górkach w L.A. będzie mi trudno ;)
Siedem treningów z rzędu, sto kilosów w nogach. Fiu fiu, szalejesz!
OdpowiedzUsuńAle Ty robisz przebiegi. Kurde blaszak. No i póki co wygląda na to, że wszystko idzie Ci jak najlepiej. Oby tak dalej!:)
OdpowiedzUsuń