Niby środek zimy, ale w tym roku tego nie widać prawie. Drewno do kominka schodzi bardzo wolno (to nasze główne źródło ogrzewania domu), śniegu jak na lekarstwo - właściwie tylko raz się przydarzył a temperatura gdy to piszę (sobota wieczór) jest około 10 stopni. Plus dziesięciu stopni tak dla jasności. Z drugiej strony leje i "wieje jak w Kieleckiem" jak to mówią w okolicach rodzinnych mojego Taty (czyli pod Częstochową).
Dobrze, ale zacznijmy jak zawsze od akcentu z Los Angeles. Tym razem: filmiku z maratonu w L.A.
Profesjonalny bo zrobiony przez Los Angeles Times - krótkie migawki i odpowiedzi maratończyków z zeszłego roku z L.A., zrobione tuż po przekroczeniu linii mety.
Typowy filmik zrób-to-sam, ale naprawdę super widoki (ten ocean w tle... i oczywiście wszędobylskie palmy). Czuję się patrząc na takie filmiki jak bym tam już biegł, zaczynam nawet pamiętać jak wygląda trasa: stadion Dodgersów - China Town - Hollywood - Beverly Hills - Westwood - Santa Monica. Acha no i super muzykę gość wybrał (chociaż mógł troszkę więcej potrenować bo skończył maraton w 6:57)
Podobnych filmików jest sporo - mi się podoba je czasami pooglądać (jak ktoś ma czas to polecam - wystarczy wpisać "los angeles marathon" w youtubie). Widać atmosferę - ogólna zwariowana impreza a nie maraton :) Fajne jest to że tylu dopingujących ludzi tam widać, Amerykanie są bardzo bezpośredni - przybijanie piątek, okrzyki, transparenty, pełno zespołów grających albo w inny sposób zabawiający biegaczy. A sami maratończycy jak widać też za główny cel mają dobrą zabawę. Na pewno są i tacy którzy biją się o czas, ale w porównaniu do Europy to tam podchodzi się do maratonu dużo luźniej. Bardziej na zasadzie udowodnienia sobie że się potrafi a nie bicia się o konkretny wynik. Widać to w statystykach - średnie czasy są w USA znacznie wyższe co jest też skutkiem tego że więcej osób tam bierze w nich udział. Chociaż ukończenie maratonu w siedem godzin (prędkość średnia 6km/h czyli marsz) budzi we mnie mocno ambiwalentne uczucia - czy to mądre żeby tak słabo się przygotować i wystartować... No ale nie można im odmówić chęci, siły woli i dobrego humoru - sam też mam zamiar te rzeczy wziąć ze sobą za ocean!
To wróćmy do podsumowania tygodnia.
Dzień | Plan | Realizacja | Komentarz | |||
Pn | BS 13km | wolne | po rekordowym zeszłym tygodniu wolałem odpocząć | |||
Wt | 6x800m | razem 10,3km | ślisko było ale się udało | |||
Śr | wolne | 13km | zaległe z poniedziałku - spokojnie | |||
Cz | BT 13km | @4:30/km razem 19,1km | w piątek po drodze do pracy | |||
Pt | BS 11km | 9km | w czwartek - trochę krócej bo następnego dnia dłużej | |||
So | BS 13km | ok | z rana co mnie uratowało bo lało i wiało potem | |||
Nd | BD 24km | ok | strasznie wiało! | |||
Razem | 92km | 88,5km |
W czwartek i piątek jak zwykle biegam rano - odwożę starszą córkę na 7:30 do szkoły i biegnę do pracy. Ciekawe co o mnie myślą inni rodzice i pani wychowawczyni - zawsze przychodzę w rajtach, jedyny raz widzieli mnie w dżinsach tylko na wywiadówce (i jeszcze na śpiewaniu kolęd bo też było po południu) :)
W tym tygodniu udało mi się strasznie z bieganiem w sobotę i niedzielę - poszedłem rano i to był strzał w dziesiątkę.W sobotę później pogoda się bardzo pogorszyła, a poza tym mogłem pozwiedzać okolice których po zmroku bym nie zobaczył. Dzięki temu znalazłem taką super pętlę na długi bieg:
No to teraz ostatni tydzień z sekcji budowania prędkości (we wtorki interwały) a potem 7 tygodni budowania wytrzymałości - we wtorki będą długie interwały tempowe. No i ostatni tydzień ograniczania kilometrażu i... maraton!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz