Coś już na ten temat było tydzień temu, ale temat jest na tyle interesujący że zasługuje na oddzielny wpis. Chodzi o program SRLA czyli Students Run LA. Program ma na celu zainteresowanie sportem młodzieży szkolnej z zagrożonych środowisk. Przez postawienie sobie celu, wzięcie udziału w całym programie przygotowań i ukończenie maratonu uczniowie ci nabywają pewności siebie, widzą inne niż w swoim środowisku przykłady tego jak żyć. Brzmi to górnolotnie i takie jest - Kalifornia jak całe Stany to kraj kontrastów. Choć i u nas są duże różnice w zamożności ludzi to w USA są one znacznie większe. Ilość bezdomnych czy też po prostu ludzi żyjących biednie jest dużo większa (procentowo) niż w Europie, gdzie socjalizm z jednej strony dba o tych którzy są biedniejsi a z drugiej daje po głowie (a dokładnie to po kieszeni) tym którzy są bogatsi.
Bardzo mi się podoba ta inicjatywa - pomaganie młodym ludziom aby wyrwali się z dzielnic biedy poprzez własną pracę. Nie jest to bezpośrednio działanie poprawiające ich byt materialny, ale inwestycja w ich osobowość i pokazanie że mogą wszystko jeśli tylko chcą na pewno wiele zmienia w życiu tych młodych ludzi. W końcu mieszkają w kraju możliwości (jak to mawiają w USA "sky is the limit") więc dadzą radę o ile tylko uwierzą w siebie!
Zajrzyjcie na ich stronę: www.srla.org i na stronę ich programu: www.srlastudents.com - przez wiele miesięcy przygotowują się (porządnie) do maratonu. Biorą udział w półmaratonie w styczniu: www.schalfmarathon.com i mają wiele wspólnych biegów. Zabawa przednia a poza tym, co mnie uderzyło: w porównaniu do średniej uczestników maratonu w L.A. robią to z głową. To znaczy mają opiekę trenerów (nauczycieli z ich szkół po prostu) dzięki czemu odpowiednio się przygotowują a nie tak jak przeciętny uczestnik maratonu w L.A. który kończy w czasie rzędu 5,5 godziny (bo się nie przygotowuje odpowiednie tylko startuje "na hurra").
Najlepiej się przekonać jak wielu uczniów biegnie w maratonie w L.A. patrząc na filmiku z tego maratonu. Wszyscy ci uczniowie mają takie same seledynowe koszulki z nadrukiem - zobaczycie sami jakie ich jest mrowie :)
Jeden z biegów przygotowawczych SRLA
Zdjęcia są z wymienionych w tekście stron SRLA.
A teraz szybko - jak się biegało w dwunastym tygodniu planu treningowego:
Dzień | Plan | Realizacja | Komentarz | |||
Pn | BS 13km | 12,91km | 5 podbiegów pod schody przy wiślanej skarpie w Wiśle | |||
Wt | 4x2400m | 14,53/km | Tempa wyszło ok 4:16/km no ale po takim śniegu to i tak sukces | |||
Śr | wolne | 7,5km | Żonie przebieżki się nie odmawia nawet jak w planie jest okienko :) | |||
Cz | BT 13km | 15,65km | Do Ustronia i z powrotem - bardzo ciężko było z racji śniegu | |||
Pt | BS 10km | 6,26km | Spokojnie i krótko bo znowu z Żoną a nadróbką i tak miałem z wczoraj | |||
So | BS 16km | 12,92km | Znowu troszkę krócej bo i tak zapas był a czasu za to mało było | |||
Nd | BD 16km | 16,13km | Już w Warszawie niestety :( | |||
Razem | 89km | 87,1km |
Ciekawy był ten tydzień - biegałem po tych naszych górach i było pięknie. Mam nadzieję że jeszcze nie raz tam wrócę - córkom się podobało, nam też - polecam taką zmianę klimatu i widoków. Sanki, łyżwy, narty, bitwy na śnieżki a wieczorami basen - mimo ogromu jedzenia który tam pochłaniałem to waga nie wzrosła, tyle mieliśmy tam ruchu!
Generalnie było bardzo fajnie - dużo biegania (codziennie!), dużo innego ruchu ale też i dużo odpoczywania i regenerowania się. Czuję że na jakiś nowy poziom zaczynam się wspinać, zostało troszkę ponad 5 tygodni do przekonania się jaki dokładnie jest ten poziom :)
Zamiast pisać wrzucę za dwa zdjęcia z telefonu i powspominam sobie w tej naszej "pięknej" Warszawie :)
Bulwar przy Wiśle w Wiśle :) z przodu młodsza a z tyłu biegająca jak wolny elektron starsza.
Ja natomiast miałem zajęcia z "siły" czyli ciągnięcie sanek z dwoma pasażerami.
Widok z Czantorii (czyli niedaleki Ustroń). Wjechaliśmy kolejką na górę turystycznie.
"Żonie przebieżki się odmawia..." - ciekawe na ile symptomatyczna jest ta literówka? :- P
OdpowiedzUsuńŁo rany, szybko poprawiłem bo by była wtopa na całego :) Pamiętam że dwa lata temu po masakrycznym dla mnie maratonie w Wiedniu wyciągnęła mnie nazajutrz rano żeby pobiegać po Praterze. To był najgorszy mój bieg w życiu :-) no ale warto było bo "Żonie przebieżki się nie odmawia" :)
Usuń