Jak się ma biegającą żonę to czasami się jest namówionym na bieg mimo że się go nie planowało. Tak właśnie było w ostatnią sobotę - zgodziłem się chętnie na wycieczkę do Łodzi żeby pobiec tam dychę i spróbować wreszcie rozprawić się z tą ostatnią życiówką która tej wiosny nie padła. Troszkę jednak zawaliłem przygotowanie do biegu - nie wiem czemu wpadłem na pomysł że przed dychą to nie ma co się strasznie przygotowywać bo to nie maraton. Poszliśmy więc na obiad do włoskiej restauracji (potem żałowaliśmy że nie poszukaliśmy lepiej - dosłownie następna była polska restauracja Makłowicza i tam mogliśmy pójść). Zamówiłem z racji bycia głodnym dużą pizzę, rodzina swoje dania i wyszło na to że niecałe trzy godziny przed biegiem objadłem się "pod korek".
Pogoda jak widać na zdjęciach nie rozpieszczała - popadało mocno przed biegiem i było przez to ślisko. W trakcie samego biegu to było fajne że było zimno, ale mokra nawierzchnia była problemem. Właśnie - nawierzchnia. Łódź to może nie jest bardzo stare miasto, jednak centrum ma wybrukowane kostką. W dodatku miałem wrażenie że ulica bez szyn tramwajowych to jakiś wyjątek w tym mieści. Mokra kostka brukowa, mokre szyny i kilka agrafek z nawrotami - super kombinacja dla szybkiego biegania. Jeśli dorzucić pełny brzuch to wyjdzie to co musiało wyjść - 40:29 zamiast 39:59 albo lepiej.
Na mecie po raz chyba pierwszy po biegu byłem pewny że zwymiotuję, udało się jakoś zatrzymać w sobie całkiem dobrą pizzę. Kolega wynalazł moje zdjęcie zaraz za metą - kolor mojej cery pokazuje jak się czułem - byłem blady jak ściana...
Na mecie po raz chyba pierwszy po biegu byłem pewny że zwymiotuję, udało się jakoś zatrzymać w sobie całkiem dobrą pizzę. Kolega wynalazł moje zdjęcie zaraz za metą - kolor mojej cery pokazuje jak się czułem - byłem blady jak ściana...
W ramach odreagowania mojego biegania moje trzy dziewczyny poszły prosto z placu zabaw w Manufakturze gdzie na mnie czekały do restauracji Makłowicza, tam do nich dołączyłem i chociaż nic nie zjadłem to poczułem się znacznie lepiej :)
Podsumowując bieg po Łodzi dla innych chętnych: organizacja była fajna, trasa jest ciekawa bo przez centrum, kibiców tak nie za wiele za to. Gdyby ktoś chciał tam bić rekordy - myślę że da się, szczególnie jak nie spadnie deszcz, chociaż ta kostka brukowa daje się we znaki (dużo osób biegło chodnikiem żeby oszczędzać stopy). Sama Łódź nie wywarła na mnie dobrego wrażenia - trochę jeszcze trzeba zadbać o to miasto. Zresztą miasto które ma potencjał - te monumentalne budynki z XIX wieku z bogatymi zdobieniami na frontach bardzo mi się podobają. Gdyby jeszcze oprócz tych budynków reszta miasta była zadbana... oby niedługo! :)
Bo Łódź pięknym miastem jest. Tylko trochę niezadbanym niestety. Ale to ponoć bardziej złożony problem. Kwestie własnościowe i te klimaty...
OdpowiedzUsuńA z tą pizzą to faktycznie zaszalałeś ;-)
Następnym razem trzeba napisać do kogoś kto mieszka w Łodzi przed biegiem... do mnie. To zjadłbyś lepiej i nie pod korek ;). Kibiców to trochę pogoda wystraszyła nawet na Piotrkowskiej w ogródkach prawie nikt nie siedział, a w zeszłym roku to i piwem niektórzy chcieli częstować ;). I jeszcze jedno to była najwolniejsza trasa Biegu Piotrkowską także uznaj swój wynik za bardzo dobry :) Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńPS. Jak można było nie napisać, że Piotrkowska to najpiękniejsza ulica w Polsce ;)