Kilka dni już minęło od tego biegu, ale podsumowanie jakieś musi się znaleźć na blogu. Bieg niepodległości to takie zwieńczenie, zamknięcie sezonu dla wielu biegaczy. Dla mnie w tym roku też, zresztą nie tylko w tym roku. Brałem udział w poprzednich edycjach:
To bardzo fajny bieg ponieważ łączy kilka rzeczy: upamiętnia ważną okazję (w dodatku bardzo pozytywną okazję), jest to wielka, jeśli nie największa, impreza biegowa, a w dodatku jest to dobrze zorganizowany bieg z szybką trasą i zwykle dobrymi warunkami pogodowymi do szybkiego biegania.
Nie ma co ukrywać że miałem plany pobicia mojej energetycznej życiówki z Kozienic. Ustawiłem więc garmina na tempo 3:54/km żeby na mecie zobaczyć 38:59. Zaraz po starcie szło dobrze - tempo nie było za szybkie jak to zwykle bywało u mnie. Jakieś tam odchyłki były, ale małe. Pierwszy kilometr planowo, drugi i trzeci też. Po drodze wbiegamy na wiadukt przy Dworcu Centralnym, tempo oczywiście na podbiegu trochę spada, ale niedużo. Na zbiegu daje się to odrobić i czwarty kilometr kończę planowo. Wtedy widzę wracających już najlepszych biegaczy. Nic nie pokrzyczałem bo nie poznałem pierwszej trójki, zresztą poziom mojego wysiłku był za duży żeby myśleć o czymkolwiek poza przebieraniem nogami. Na nawrotce jest już malutka strata i czuję że jest ciężko. Szósty kilometr, siódmy - cały czas trochę tracę, już nawet widzę że w tym tempie to 40 minut nie złamię! Podbieg pogarsza sprawę, na ostatniej prostej (ponad dwa kilometry) zbieram się w sobie. Jest naprawdę trudno wrócić do szybkiego tempa, ale udaje się, finiszuję ostatkami sił i wbiegam z czasem:
Nie ma co ukrywać że miałem plany pobicia mojej energetycznej życiówki z Kozienic. Ustawiłem więc garmina na tempo 3:54/km żeby na mecie zobaczyć 38:59. Zaraz po starcie szło dobrze - tempo nie było za szybkie jak to zwykle bywało u mnie. Jakieś tam odchyłki były, ale małe. Pierwszy kilometr planowo, drugi i trzeci też. Po drodze wbiegamy na wiadukt przy Dworcu Centralnym, tempo oczywiście na podbiegu trochę spada, ale niedużo. Na zbiegu daje się to odrobić i czwarty kilometr kończę planowo. Wtedy widzę wracających już najlepszych biegaczy. Nic nie pokrzyczałem bo nie poznałem pierwszej trójki, zresztą poziom mojego wysiłku był za duży żeby myśleć o czymkolwiek poza przebieraniem nogami. Na nawrotce jest już malutka strata i czuję że jest ciężko. Szósty kilometr, siódmy - cały czas trochę tracę, już nawet widzę że w tym tempie to 40 minut nie złamię! Podbieg pogarsza sprawę, na ostatniej prostej (ponad dwa kilometry) zbieram się w sobie. Jest naprawdę trudno wrócić do szybkiego tempa, ale udaje się, finiszuję ostatkami sił i wbiegam z czasem:
39:56
Było naprawdę trudno, dziwne że tydzień przed maratonem dałem radę przebiec dychę w 39:20 i to nie było na 110% tylko z malutkim oszczędzaniem się, a tutaj - nie wyszło. Może chodzi o dyspozycję dnia? Może nie potrafię się dobrze przygotować do biegu (tym razem nie było żadnych dużych błędów z mojej strony)...
No nie wiem, generalnie - bieg uznaję za udany bo końcówka wyszła ładnie, była trochę dziura od 5-8km niestety. Może kiedyś się uda przebiec ten ostatni bieg sezonu na lepszym poziomie?
No nie wiem, generalnie - bieg uznaję za udany bo końcówka wyszła ładnie, była trochę dziura od 5-8km niestety. Może kiedyś się uda przebiec ten ostatni bieg sezonu na lepszym poziomie?
Wyniki z moich Biegów Niepodległości:
2012: 43:24
2013: 41:43
2014: 40:02
2015: 39:56
Trochę pociesza że kilka tygodni wcześniej życiówkę poprawiłem na te 39:20, inaczej byłoby to raczej zatrzymanie się w miejscu. Co zresztą kiedyś nastąpi - gdzieś ta granica przecież jest a w dodatku z biegiem lat wcale nam ich nie ubywa :) Tylko że oczywiście nie jest to żadnym problemem - biegam żeby dobrze się czuć, a nie dla tych cyferek!
Trochę pociesza że kilka tygodni wcześniej życiówkę poprawiłem na te 39:20, inaczej byłoby to raczej zatrzymanie się w miejscu. Co zresztą kiedyś nastąpi - gdzieś ta granica przecież jest a w dodatku z biegiem lat wcale nam ich nie ubywa :) Tylko że oczywiście nie jest to żadnym problemem - biegam żeby dobrze się czuć, a nie dla tych cyferek!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz