poniedziałek, 11 marca 2019
Wiedeń 12/16: jakoś idzie
Kolejny tydzień i jakoś się udało zmobilizować do wyrobienia sensownego kilometrażu. Mimo że nie było bardzo długiego biegu - bo tym razem w planie 4x4km szybkiego tempa zamiast typowego biegu długiego.
Jako że czasu nie mam dość to szybko opis biegania:
Poniedziałek
Siłownia jak co tydzień - druga wizyta i z dobrych wieści - nauczyłem się już chyba robić te przysiady ze sztangą bo nie przyciskam sobie krędów szyjnych :)
Rozgrzewka i schłodzenie po ćwiczeniach - razem 5km.
Wtorek
Powrót z pracy i miało być 15x400m po drodze, ale nie dałem kompletnie rady - wiatr już był porywisty i to naprawdę mocny - nawet pierszy interwał był dużo za wolno - więc odpuściłem i wyszedł bieg spokojny. W dodatku zaczęło padać a nawet w pewnym momencie było trochę małego gradu! Podjechałem więc trochę pociągiem i wyszło niecałe 9km.
Środa
Odpoczynek - to mi się zawsze udaje ;)
Czwartek
Tym razem rano przed pracą zaległe 400-setki i już wyszło dobrze, czasy nawet sobie wrzuciłem w tabelkę:
Czasy są w sekundach bez minuty czyli były od 1:19 do 1:28, średnio 1:22 czyli 3:25/km. Razem 17,5km
Piątek
Spokojnie plus pięć rytmów, razem 8,2km.
Sobota
Najcięższy bieg tygodnia - 4x4km planowo po 4:00/km. Tylko pierwszy wyszedł jak miał być, drugi i trzeci tylko troszkę wolniej (ale jednak wiało już mocno więc to jest zupełnie do zaakceptowania). Ostatni natomiast to już poza krytyką... ale biorąc pod uwagę warunki to cały trening wyszedł znośnie.
Niedziela
Niby trening bez historii bo bieg spokojny, ale zaczęło padać mocno w trakcie i nie wiedzieć czemu poczułem dziwną masochistyczną radość z tego biegu. Nie wiem co się dzieje, ale super było tak biec w bluzie z kapturem w deszczu!
W sumie wyszło 75km - nie jest źle, jeszcze cztery tygodnie i atakujemy Wiedeń!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
ADs
wczytywanie..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz