Wiązowna miała być startem kontrolnym przed maratonem w Paryżu. Byłem tam już dwa razy (plus raz zapisany ale w ostatniej chwili mi coś wypadło) i wtedy poszło tak:
2016 rok: 1:27:23 relacja tutaj
2019 rok: 1:28:46 relacja tutaj
Biegało się kiedyś szybko :) teraz jestem na zupełnie innym poziomie. Nie wiem czy to przez pandemię (mniej ruchu) czy po prostu już stary jestem, ale przed biegiem dostałem wytyczne na 1:34 na mecie czyli 4:26/km. Ciężko się do takich planów zastosować jak się biegało poniżej 1:25 czyli ponad 9 minut szybciej...
Do Wiązownej wybraliśmy się we trójkę z kolegami z sąsiedztwa (Kazik i Tomek), byliśmy sporo wcześniej na miejscu i po odebraniu pakietów zostało prawie pół godziny zapasu, nawet licząc dłuższą rozgrzewkę. Oczywiście sporo było akcentów ukraińskich z powodu wojny - hasła, naklejki, szyldy, strasznie się przejmuję tym co się tam dzieje. W momencie jak to piszę już mamy prawie milion uchodźców w naszym kraju i dla przykładu spacerując dzisiaj z dwoma młodszymi córkami po osiedlu widziałem dwie grupy gości z Ukrainy którzy zamieszkali na naszym osiedlu. Ja wiem o 7 rodzinach a nasze osiedle ma niecałe 150 domów :(
Wracając do biegania - zrobiłem porządną rozgrzewkę - około 3-4km z przebieżkami na koniec i byłem gotowy. Było zimno, nawet bardzo więc miałem długi rękaw (koszulkę termiczną) i to był strzał w dziesiątkę. Po kilku km byłem rozgrzany i przestało mi być zimno, ale nie było mi za ciepło nawet pod koniec biegu.
Trasa w Wiązownie jest dość specyficzna - z pętlą pośrodku i co ciekawe nie jest płaska, w tym roku nie odczułem bardzo negatywnie tym podbiegów, ale widziałem je i nie było łatwo. Najważniejsze oczywiście jak zwykle zaraz po starcie jest aby nie zacząć za szybko. U mnie jest z tym zawsze duży problem a im wolniejszy jestem tym jest trudniej bo nie mam szacunku dla prędkości, w końcu był czas że cały półmaraton przebiegłem tempem po 4:01-4:02. Więc i tym razem ruszyłem za szybko, ale bardzo szybko się zorientowałem i pierwszy km wyszedł w 4:21. Nie jest to jeszcze tragedia bo miało być 4:26. Generalnie biegło się dobrze i prawie równo gdzieś około 4:24, wiało trochę i niektórzy narzekali, ale mi to nie przeszkadzało tak bardzo. Te podbiegi to jednak trochę jak patrzę na profil musiały dać w kość - prawie 70 metrów w pionie. Po nawrotce był podbieg troszkę niszczący, ale dałem radę. Najgorsze było na niecałe 3km przed metą: nagle i mocno zabolała mnie prawa łydka. Nie wiedziałem co się dzieje, wydawało mi się że to achilles i zwolniłem. Ale po jakichś 100-200 metrach pomyślałem że to chyba jakiś mocny kurcz jednak i przyspieszyłem. Trochę bolało, ale w sumie patrząc na dane teraz widzę że ostatnie 200m wyszło średnio po 3:42/km! Wpadłem na metę z czasem
1:32:25
Reasumując: jestem naprawdę zadowolony - dałem radę to pobiec równo, nie podpaliłem się na starcie i trzymałem się mniej więcej założeń. Właściwie to biegłem troszkę za szybko cały czas, ale na szczęście dałem radę i skończyłem urywając 1,5 minuty z założonego czasu.
Jeszcze na marginesie jedna dobra wiadomość: wreszcie waga spada. Przez pandemię jakoś się udało z małymi stratami utrzymać wagę w ryzach, ale w czasei roztrenowania poszło w górę z tych powiedzmy 79 do 81,5 nawet. Teraz wziąłem się na sposób: zamówiłem jedzenie w pudełkach i po dwóch tygodniach spadło mi nawet 2,5kg. Co gorsza - spodobało mi się i po tygodniu przerwy znowu wziąłem te pudełka - może się zejść do 78 albo niżej? Fajnie by było na Paryż tak się przygotować :)
Na koniec garść zdjęć:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz