Co to znaczy "mieć dzień konia"? Wiadomo - tak się mówi na dzień gdy się startuje i ma się wynik jak z bajki. Ale jak opisać dzień gdy nic się nie udaje? Żartowniś (jak ja) by odpowiedział "dzień jak co dzień" :) ale na serio - zacząłem się nad tym zastanawiać po moim delikatnie pisząc średnim występie na ostatnim półmaratonie praskim. Dla przypomnienia plan minimum był pobiec poniżej 1:32 a wyszło 1:37 (!). Zmartwiłem się tym tak bardzo że zapisałem się nawet na badania krwi - dostałem skierowania na aż 13 sztuk! W sumie i tak muszę je zrobić bo maraton biegnę w Nicei, a we Francji jest wymaganie żeby okazać zaświadczenie od lekarza że można biec w biegu masowym. Żeby takie zaświadczenie wystawić lekarze zwykle kierują na morfologię i często też na EKG wysiłkowe. Morfologię pełną już więc zrobiłem, EKG miałem mieć w piątek, ale z powodu zamieszania ze skierowaniem (musiałbym płacić) zrobię je za kilka dni w ramach mojego pakietu medycznego.
Wracając więc do tematu dnia konia - teoria że mam jakieś złe wyniki żelaza czy czegoś innego padła - wszystkie wyniki mam bardzo ładne, poza normą tylko sód (ale na dolnej granicy praktycznie - muszę jednak pić elektrolity częściej bo pogoda jest upalna i dużo wypacam) i jeden z rodzajów białych krwinek, ale też na granicy dolnej normy i to może być normalne okresowo.
W moim planie biegowym miałem akurat w tym tygodniu bieg w którym robiłem 5 razy 2-kilometrowe odcinki w tempie z półmaratonu czyli 4:20. Zobaczcie sami jak wyszło, najpierw zrzut z temp odcinków i tętna z pierwszej połowy półmaratonu:
A teraz zrzut z treningu kilka dni później:
Było też gorąco, tempo było bardzo podobne, a nawet szybsze, natomiast tętno: na półmaratonie którym startował późnym wieczorem (powinno być mniej upalnie) tętno średnie był w okolicach 173. A na treningu było... poniżej 165. Różnica naprawdę ogromna - widać jak bardzo w dniu biegu miałem, nawet nie wiem jak nazwać przeciwność dnia konia :)
W sumie to chyba dobrze - bałem się że coś jest nie tak z moim zdrowiem, a wygląda że to był jednorazowy wypadek przy pracy. Dzisiaj skończyłem ciężki tydzień treningów - razem ponad 86km w tym bieg długi 30km w niedzielę. Ale to może opiszę następnym razem. Na razie plany to pobiec dobrze dychę za dwa tygodnie (ta przy okazji Maratonu Warszawskiego), może za tydzień skuszę się na Park Run, zobaczę. No i postaram się zapisać na Bieg po Dynię w mojej gminie czyli Lesznowoli, zapisy ruszają w tym tygodniu! A za 9 tygodni - maraton!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz