Już jutro następny weekend czyli jak to na wiosnę - będą następne
półmaratony :) najwyższy czas żeby opisać mój ostatni start! W niedzielę
zgodnie z planem pobiegłem w półmaratonie w Mediolanie. Impreza całkiem
fajna, ale zacznijmy od początku. Pisałem już o certyfikacie medycznym,
oprócz tego trzeba się oczywiście tam zapisać i zadbać o logistykę. Na
szczęście mamy już dużo tanich lotów (dla Warszawiaków: są z obu lotnisk
i lądujemy w Bergamo które jest lotniskiem głównym dla Mediolanu). Z
Bergamo za 5 euro dojedziemy autobusem do samego Mediolanu w niecałą
godzinę. Hotele są oczywiście drogie, ale skoro nocowałem tam tylko
jedną noc, w dodatku koszt dzielił się na dwie osoby (byliśmy z kolegą)
to nie było sensu oszczędzać. Za 50 euro na głowę mieliśmy pokój ze
śniadaniem w świetnej lokalizacji: na start, metę czy do samego centrum
miasta (tej pięknej katedry) mieliśmy bardzo blisko - po kilkaset
metrów.
Żeby ograniczyć czas poza domem poleciałem w sobotę rano a
powrót był w niedzielę wieczorem. Trudno było loty dopasować -
musieliśmy wylecieć z Okęcia a wrócić do Modlina... na szczęście było
nas dwóch to mogliśmy obstawić oba lotniska samochodami i w sumie nie
było tak tragicznie :)
Pobudka w sobotę 4:30, wyjście z domu 5:00, na
lotnisku 5:30, wylot 6:30 a w Bergamo 8:30. W Mediolanie byliśmy na
tyle wcześnie że jeszcze biuro zawodów było zamknięte :) No to zamiast
metrem z dworca do centrum miasta (gdzie było biuro zawodów) poszliśmy
na pieszo. Trochę zobaczyliśmy miasta i byliśmy na miejscu zaraz po
otwarciu biura.
Był to tylko jeden długi namiot na głównym placu przed
katedrą. Ciężko powiedzieć nawet że to było expo - ze stoisk to tylko
asics który był sponsorem imprezy, wybór artykułów bardzo mały. Kilka
stoisk reklamujących inne biegi, kilka innego rodzaju (ser na przykład
reklamowali :) ) i to tylko. Acha, jeszcze oczywiście miejsce odbioru
pakietów startowych. I tutaj pierwsze zdziwienie - kolejka wychodziła z
namiotu, zakręcała i wiła się jak stonoga po placu katedralnym :)
chciałem zrezygnować i przyjść wieczorem, ale chyba dobrze że dałem się
namówić koledze żeby odstać swoje - z czasem kolejka tylko rosła! Odbiór
pakietu u mnie sprawnie, kolega miał certyfikat medyczny po polsku -
okazało się że nagle Włosi zrobili się dokładni i nie przejdzie!
Musieliśmy załatwiać certyfikat w wersji angielskiej takiej jak wymagali
na swojej stronie - udało się za pomocą maila i telefonu i odebraliśmy
drugi pakiet.
Wtedy do hotelu, do końca dnia zwiedzanie Mediolanu i
szykowanie się na start! A właściwie to nie do końca bo pod wpływem
impulsu kupiliśmy dzień wcześniej bilety na mecz ligowy AC Milan - Genoa
na ogromny stadionie San Siro. Podobno mieści 80 czy 85 tysięcy widzów!
Było fajnie, do hotelu wróciliśmy około północy..
Zrobiłem tego
dnia 30 tysięcy kroków, gdybym miał biec następnego dnia maraton to
byłoby ciężko! Na szczęście przy połówce to nie ma aż takiego wpływu,
chociaż pewnie jakiś nadal ma...
Co do samego Mediolanu - fajne
miasto, ale jeden dzień do dwóch maksymalnie moim zdaniem wystarczy żeby
je zwiedzić. Na pewno warto zobaczyć katedrę i położony niedaleko zamek
rodziny Sforza - robią wrażenie. Dla zakupowiczów - pasaż handlowy obok katedry. Poza tym są freski Leonarda (ostatnia
wieczerza), ale są na tyle oblegane że nie udało mi się ich zobaczyć.
Trzeba rezerwować przez internet z wyprzedzeniem. Jest też opera La
Scala, ale tam warto pewnie tylko pójść jako widz, bo z zewnątrz budynek
jest zupełnie zwyczajny. Dla kibiców piłkarskich warty zobaczenia jest
stadion San Siro i moim zdaniem tyle starczy. Resztę czasu można
spożytkować spacerując włoskimi uliczkami w centrum i przesiadując w
restauracjach gdzie typowo włoskie jedzenie bardzo mi smakowało.
Rankiem
śniadanie a ponieważ start dopiero o 11:00 to było tyle czasu że
jeszcze na poranną mszę do katedry zdążyliśmy. Piękna w środku, chociaż
msza była w kaplicy za ołtarzem głównym więc staliśmy plecami do tych
najładniejszych witraży :))
W tym czasie zaczęły się zawody -
najpierw te krótsze biegu: 5 i 10km. Co ciekawe były to biegi w zupełnie
luźnej formule. Brak pomiaru czasu, trasa wyznaczona dość luźno, ludzie
ogromnymi chmarami chodzili albo biegli powiedzmy według wyznaczonej
trasy. Psy, wózki itd.
Natomiast półmaraton to już z wszelkimi
szykanami ;) strefy startowe, trasa ograniczona taśmami, elita z Afryki
(to podobno najszybszy półmaraton we Włoszech). Wziąłem jeden żel na
drogę, udało się załatwić w hotelu żeby tam wrócić po biegu i wziąć
prysznic więc nie musieliśmy korzystać z depozytu - to nam bardzo
podwyższyło poziom komfortu! No i... start! Oczywiście po włosku - z
obsuwą blisko 10-minutową. :) w ogóle jak miał być start to biegacz z
Kenii jeszcze spokojnie się rozgrzewał - widać to nie pierwszy jego
start w tym kraju :)
Moim planem było około 1:26 i tyle próbowałem
biec. Tempo najpierw za szybkie, ale udało się powstrzymać te zapędy
chociaż częściowo (miało być średnio 4:03 a tu zegarek pokazuje 3:45... w
sumie po tym uspokojeniu tempa cały najszybszy kilometr był około 3:54.
Był oczywiście rozjazd między czasem kolejnych kilometrów pokazywanym
przez garmina a czasem na znacznikach kilometrowych. Jednak w tłumie
zawsze się trochę nadkłada drogi więc garmin pokazuje że jest szybciej.
Biegło mi się wspaniałe. Było niby trochę ze ciepło - słońce grzało na
tyle mocno że spaliłem sobie ramiona i twarz. Udało się temu zaradzić -
na każdym wodopoju nie tylko piłem ale też mocno polewałem się wodą
(polecam!!!). Na hasło "akła" Włosi podają wodę (inni biegacze, jak się
napiją). Tak podpatrzyłem i skorzystałem z tego, sam też chyba raz
podałem chociaż już pewny nie jestem, zmęczenie nie sprzyja dobrej
pamięci :)
Pierwsza dycha to super samopoczucie i trochę obawy - bo biegłem za szybko jednak.
Pierwsza
piątka 20:14 a druga nawet 19:58! Wiedziałem że przesadzam, ale
zaryzykowałem - chciałem przecież łamać życiówkę. Do dwunastego
kilometra było dobrze, nawet przez jakiś czas biegłem obok jedynych
dwóch Polaków którzy dobiegli przede mną, a oni biegli na czas 1:25...
więc dużo szybciej niż moje plany.
Trzynasty kilometr wyszedł słabo:
4:12 a potem jeszcze tylko osiemnasty 4:14 (!) i dwudziesty 4:10 były
za słabo. Reszta była ok, poza tym pięknie wyszedł mi finisz. Długi,
szybki - no super! Patrząc na endomondo widać źe było tego finiszu z 800
metrów ze średnią około 3:40/km!
No i teraz typowy dylemat: czy to
znaczy źe za słabo pobiegłem całość czy po prostu tak super się
zmotywowałem na końcu :) ? Myślę że po pierwsze poszło mi bardzo dobrze -
licząc to, że nadłożyłem wg garmina ponad 300 metrów to tempo średnie
wyszło 4:03/km czyli dystans półmaratonu przebiegłem po czasie 1:35:20.
Po drugie nie podobały mi się tylko te trzy kilometry w drugiej części
biegu. Ogólnie czas oficjalny to
1:26:35
I jestem z niego
zadowolony. Ten finisz mnie cały czas cieszy. Co ten wynik oznacza przed
maratonem za dwa tygodnie w Lipsku? Hmmm No ciężko mi powiedzieć. Na
pewno muszę poprawić swoją życiówkę 3:03:03 z Warszawy ostatniej
jesieni. Szczytem marzeń byłoby to wyczekane 2:59:59 i myślę że jest w
moim zasięgu. Będzie trudno, ale jest realne... z dwóch powodów: po
pierwsze w ostatnim maratonie trochę zwolniłem na koniec a cały czas
trenuję te długie biegi więc liczę że to znowu ulegnie poprawie. Po
drugie porównując czas z Mediolanu i Helsinek widać poprawę o 28 sekund,
ale w Helsinkach był 21,20km a w Mediolanie 21,41km więc uwzględniając
to poprawa byłaby o 78 sekund. Prosto mnożąc przez dwa wychodzi już 2,5
minuty. Brakuje tylko pół minuty - to się da urwać tym lepszym troszkę
trzymaniem tempa pod sam koniec biegu!
Certyfikat - jak widać cały czas wyprzedzałem! :)
No, tym optymistycznym
elementem myślenia życzeniowego mogę zakończyć relację :) powodzenia
jutro wszystkim w Warszawie i Poznaniu!!!
Na koniec trochę jeszcze zdjęć z Mediolanu.
La Scala
Pasaż handlowy Wiktora Emanuela II
Uliczka od katedry do zamku Sforzów - po lewej arkady handlowe w renowacji
Zamek Sforzów
Kościół Santa Maria della Grazie z freskiem "Ostatnia wieczerza" Leonarda